
Mój walentynkowy prezent?
Nowa płyta Within Temptation. Czekałam, czekałam i się doczekałam.
Nakręcona ubiegłorocznym październikowym koncertem, czułam potrzebę nowych muzycznych emocji.
Jestem typem emocjonalnego odbiorcy. Muzyka wywołuje w głowie obrazy, w duszy lekkość, w sercu emocje piękne i wzniosłe.
Warto było wykazać się cierpliwością. W sumie nie było innego wyjścia.
Z ciekawością, ekscytacją i oczywiście radością, zdzierałam folię z plastikowego pudełka.
Pierwsze dźwięki były jak łyk chłodnej wody po długim biegu. I jak uderzenie w brzuch, po którym lekko zapiera dech.
Dźwięki niby znajome, a jednak opowiadające inna historię.
Muzyka Within Temptation towarzyszyła mi w ważnych życiowych momentach. Taka kosmiczna synchroniczność. Stąd może mój sentyment i pasja do tworzonego przez zespół dźwiękowego klimatu.
Tak było i tym razem. Dużo dzieje się teraz w moim emocjonalnym świecie i to dobrze wróży, że płyta przyszła do mnie teraz.
A co o muzyce?
Cokolwiek powiem, będzie subiektywne. Chyba nie da się inaczej, jeśli chodzi o twórczość.
Charakterystyczna, nie wybijająca się przed szereg perkusja, gitary brzmiące dokładnie tak jak pamiętam i jak lubię. I to co stanowi wisienkę na torcie mojego kobiecego widzenia muzyki, czyli wokal.
Niezmienny od lat. Od którego przechodzą mi po plecach ciarki.
Sprzątałam i słuchałam, jechałam i słuchałam, biegałam i słuchałam.
Leżałam z zamkniętymi oczami i słuchałam, doświadczałam i przeżywałam.
Wciąż mi mało.
Jak mówiłam, mój odbiór muzyki, mój zachwyt, jest subiektywny.
Więc subiektywnie mówię, że Resist, dało mi dokładnie to czego od nowej płyty Within Temptation oczekiwałam.
Jedno tylko mi przeszkadza w tej płycie. Jak na mój głód wrażeń jest zbyt krótka. Mogłabym wciągnąć dwa razy więcej.
Ale co ja tam wiem.
Komentarze