Teatr zadrżał w posadach. Coś wybuchało, dymiło i lewitowało. Sama radość i dzwonienie w uszach.
Piątkowy wieczór teatralny odbył się w czwartek. Czasem kalendarz nic sobie nie robi z moich planów.
A powinien dopasować się do moich potrzeb.
No cóż, trudno.
Czwartek to też dobry czas na odrobinę mocnych wrażeń.
Po zeszłotygodniowych dylematach stwórcy, zmagającego się z depresją, wybrałam sobie spektakl, poniekąd w temacie.
#MEDIUM, w warszawskim #TeatrKwadrat, dostarczył emocji z pogranicza światów. A konkretnie z zaświatów.
Jedno medium, była żona, obecna żona, mąż, pokojówka na stażu (zachwycająca), medium nielicencjonowane.
Z tego może wyjść tylko coś intrygującego.
Śmiechy, duchy i wybuchy.
Dymy, grzmoty i lewitacja.
I przednia zabawa.
Oczywiście pełna sala, co dobrze świadczy o zapotrzebowaniu na kulturę. #Teatr ma się dobrze, w konkurencji z lekkostrawną papką telewizyjnych „produkcji”.
Jedyną przeszkodą w zwiększeniu częstotliwości bywania w takich przybytkach kultury, jest cena biletu. Dobre miejsce, to 135,00 złotych. Nie jest to mały wydatek, ale jak pisałam wcześniej, nauczyłam się „przesuwać środki” i kierować się priorytetami.
Miło było oglądać na widowni ludzi starszych, młodych, rodziny z niedorosłymi latoroślami.
Upodobanie do teatru i sztuki w ogóle, wynosi się z domu.
Ze szkoły niekoniecznie, bo Antygona raczej nie daje się pokochać od pierwszego kopa. Czy taka dajmy na to „Odprawa posłów greckich”. Po mojemu, działa to raczej odwrotnie.
Teatr zresztą zawsze miał status rozrywki elitarnej.
Chociaż opera bardziej. Tam mnie jeszcze nie było, ale kto wie….
I myślę sobie i kombinuję, że może w ramach gwiazdkowych prezentów, oprócz szalików( dziergają się), zorganizować bliskim wypad do teatru, może jakiś voucher?
Wszyscy mamy dość gromadzenia przedmiotów.
Może zacząć obdarowywać się dobrymi emocjami?
Komentarze