Wielka improwizacja feministyczna

Każdego dnia stajesz na wysokości zadania. Osiągasz niemożliwe, sięgasz po niedosięgalne. Masz wciąż do siebie pretensje, że mogłaś więcej, szybciej, pełniej i głębiej. Ot, zwyczajna kobieta.

Niczym wieszcz narodowy, piszesz swoim życiem wielką improwizację. Z liter emocji, sylab decyzji, siejesz trzynastozgłoskowca wers za wersem. Nie zdając sobie sprawy, jak epokowe jest twoje dzieło.

Odkąd zaczęłam uczyć się historii, odkryłam, że tworzą ją mężczyźni. Wzniecając, wygrywając i przegrywając wojny. Dzieląc i rządząc. Wydzielając okruchy wiedzy nielicznym. Zdobywając rubieże świata sztuki i nauki.

Rzadko zadając pytanie o rolę kobiety.

Metodą budowania poczucia własnej wartości, bywa zaniżanie wartości innych. Stąd w oku męskim kobiety eteryczne i ulotne. Głupiutkie, niepraktyczne. W krańcowych przypadkach złe, czarno magiczne, sprzysięgające się z diabłami i demonami  (nomen omen płci męskiej), na pohybel szlachetnej męskiej nacji.  Ku ich zgubie i zatraceniu.

Skąd więc lęk tej hardej męskiej hordy, przed  istotą słabą, niedoskonałą, powstałą z żebra męskiego, ku jego radości pomocy i przemocy. Skąd obawy, że kobieta, najlepszy przyjaciel człowieka, obróci się przeciw niemu. Wykaże się talentem, potencjałem, niebywałą inteligencją. Zagrozi pozycji niekoronowanemu władcy świata. Tytanowi  intelektu, męskości, zaradności, siły.

Ech, my kobiety…. Puchu marny, muzo poetów i artystów.

Ech, my kobiety… ciągnące pług, gdy mężczyzna z koniem ruszył na wojenkę. Rąbiące drwa, by dzieci nie marzły zimą. Dokonujące ekwilibrystyki finansowej. Gotujące coś z niczego, szyjące nowe ze starego. Leczące zbieranymi przy pełni ziołami. Kapłanki ognisk domowych. Nadstawiające plecy, pod cięgi zbierane od sfrustrowanego życiem mężczyzny. Zszarganego stresem, dającym uleczyć się tylko w karczmie.

My kobiety, samotne matki niepełnosprawnych dzieci. Partnerki biznesowe, równoprawne w obowiązkach, pomijane w podwyżkach i premiach.

Ale przecież jesteśmy.

Lekarki i pisarki. Malarki, projektantki mody, mostów i rakiet. Nauczycielki, profesorki. Pierwsze nazwiska nauk wszelakich. Podróżniczki na krańce świata. Kwiaciarki, zielarki. Dzierżące z odpowiedzialnością i dumą stanowiska w polityce i firmach. Dające z siebie wszystko. A czasami jeszcze więcej.

Z dzieckiem z jednej strony, tabletem z drugiej.

I z presją, by dorównać mężczyźnie.

A może niech mężczyzna spróbuje dorównać kobiecie. Ogarnie tę niewiarygodną, kosmiczną wielozadaniowość.  Pracę zawodową, prowadzenie domu ( zakupy, gotowanie, sprzątanie, mycie okien, prasowanie, wynoszenie śmieci, regularne porządki w lodówce i szafie, wieszanie firanek, pomoc w lekcjach dzieciom, wożenie na basen, korepetycje, do kolegów, pilnowanie terminów szczepień, dentysty, wywiadówek, lektur do przeczytania, skarpet do pary, podlanych paprotek, organizowania świat i uroczystości. I wiele, wiele więcej. )

Mały ukłon w stronę tych, co współtworząc rodzinę, współodpowiadają za jej stan, komfort i brak zgrzytów.  Są tacy herosi i chwała im za to.

Świat pędzi, zmieniając się co jedną trzecią pokolenia. Jednak pewne rzeczy nie ulegają zmianie. Męskie przekonanie o podrzędnej roli kobiet. O ich słabości, fizycznej, intelektualnej, moralnej. Ile w tym prawdy?

Kobieta nie podniesie tak ciężkiej sztangi, jak mężczyzna. Uniesie jednak ciężar odpowiedzialności za pracowników firmy, termin projektu, pacjentów.

Nie pobiegnie tak szybko maratonu. Pokona go wolniej, z dzieckiem przy piersi, siatką zakupów, układając w międzyczasie, plan prezentacji na spotkanie firmowe, minie linię mety.

 

Przepraszam tych wszystkich męskich mężczyzn. Ja dziś nie o was i nie do was.

Wbrew pozorom, to wszystko do kobiet. Ku przebudzeniu. Ku przewartościowaniu, zmianie przekonań, uwierzeniu we własne siły. I ku solidarności. Współpracy, koleżeństwu. Trzymanie sztamy ze słabymi facetami, to droga donikąd. I zdrada kobiecości.

Jesteśmy połową świata. Kreatywną, różnorodną, wartościową intelektualnie. I może czas, by dać temu wyraz.

Wystarczy uwierzyć w siebie.

 

 

 

Komentarze