Brak tłumu by poczuć samotność cz 4

Czasem największą samotność odczuwasz w tłumie. Kiedy otaczają Cię ludzie bliscy i dalecy, znajomi lub zupełnie obcy. Tak zaaferowani byciem sobą w sobie, oznajmiający światu, „uwaga oto jestem”. Patrzcie i podziwiajcie. Mam doskonalą pracę, mądre dzieci i piękną żonę. Przystojnego męża. Duży dom, stanowisko, samochód.
Tylko kim jestem, kiedy staję nagle pośrodku pustyni, bez tych wielkich i jeszcze większych atrybutów. Jak wyrazić to kim jestem, kiedy nie mam w kieszeni portfela pełnego kart kredytowych. Kiedy nie mam nawet kieszeni.

Rozalia budziła się łagodnie, pod presją niechcianych myśli. Bo poza brudnymi stopami i kocem który spadł z nieba, nie miała nic. Rozprostowywała lekko usztywnione kończyny, kierując wyciągnięte dłonie w stronę słońca, moszczącego się wygodnie nad powierzchnią turkusowych wód. Poruszyła palcami, pomiędzy którymi pląsał słoneczny promyk. Coś jej się w środku uśmiechnęło, bo dokonała właśnie epokowego odkrycia. Mam ręce, stwierdziła z niezachwianą pewnością. Dwie, smukłe, wyposażone w dziesięć palców, z czego dwa stanowiły przeciwstawne kciuki. Ach ta ewolucja, westchnęła. Bo ile można stworzyć za ich pomocą. Chwycić i przytrzymać. Rozplątać supeł, zapleść warkocz, pokroić chleb, czy namalować Hołd Pruski.
Podać drugiemu człowiekowi, który utknął. Gdzieś. W studni, bagnie, życiu.
Odrętwiały kręgosłup zasugerował koniec poranka i konieczność spionizowania sylwetki.
To dało jej pretekst do dalszego ciągu remanentu, czy innego spisu z natury,
A natura Rozalii nie poskąpiła darów.
Kończyny w komplecie. Korpusik zgrabny ale silny. Głowa na smukłej szyi.
Przegląd reszty bez udziału lustra nie mialłraczej sensu. Może i dobrze, bo ta reszta w aktualnej sytuacji jawiła się jako mniej istotna.
Są rzeczy ważne bardziej i mniej.
Kiedy przemierzasz samotnie pustynię życia, jakie znaczenie ma kolor włosów. Ich długość, skrętność czy falistość. Barwne paznokcie, najmodniejsza torebusia, za którą zapłaciło się połowę pensji. Nie to, żeby kiedyś popełniła taki zakup. Wolała kino, teatr i książki. Też generowały niemałe kosztu i zazwyczaj po sezonie nie wychodziły z mody.

Dokuczała jej samotność. Nie jakoś straszliwie. W końcu ta dziwna wędrówka zaczęła się zaledwie dwa dni temu. Ale kiedy jest się samemu, to czas płynie inaczej. Wolniej, chaotyczniej. Brak punktów odniesienia, brak drugiego człowieka .w którym można przejrzeć się jak lustrze.
Skąd można czerpać wiedzę o sobie? Czy jest się złym dobrym, mądrym czy głupim. Ładnym czy brzydkim.
Dziewczynie przebiegł zimny dreszcz po plecach. Igiełki mrozu w kontraście z pełnym słońca niebem.
A jeśli mnie nie ma.
Skąd wiadomo, że jestem, kiedy nikt mnie nie widzi. Kiedy nie ocenia wzrokiem i słowem.
Nie lubiła tych ocen, ale może właśnie one były świadectwem życia.
Mentalne szturchnięcia, kłujące słowa, nagany, dezaprobaty… czy niech tam, nawet pochwały.

Noga za nogą szła wzdłuż brzegu, a stopy delikatnie zapadały się w piasek.
Samotność jest do bani, kiedy nie jest twoim wyborem.
Tak samo jak urodzenie się jako siódme dziecko w rodzinie, gdzie na finał jest was dwanaścioro.
Nic nie wybierasz.

Wypiła ostatnie krople wody, z dna butelki. Nie uważała za właściwe by rzucić naczynie gdzieś za siebie, w pach. Włożyła ją do koszyka z którego wyjęła ją wczoraj i który dzielnie niosła ze sobą.

Nie wiedziała jak długo idzie. Słońce niezbyt wyraźnie przemieszczało się po niebie, a zmęczenie pojawiło się zupełni nagle. Wyjęła z koszyka koc, usiadła prostując stopy.

Czy tak pojawia się na świecie filozofia?
Wyrzuca się człowieka na metaforyczną bezludną wyspę, samego. Niech się tuła, za jedynego towarzysza mając mózg i w którymś momencie ten mózg wygeneruje niewidzialnego towarzysza.

Rozalia uznała z niezachwianą pewnością, że obecność kogokolwiek w jej osobistej przestrzeni, może być objawem szaleństwa. I nawet nie ma się jak upewnić, czy tego ktosia ktoś widzi, czy nie.

Skierowała wzrok w górę, czy nie spadnie, dajmy na to garnek z rosołem. Nic nie nadlatywało.
Podniosła z koca swą obolałą z lekka człowieczość.
Jeśli coś ma się zmienić, to ja muszę coś zmienić. W tej chwili zmienię nastawienia, a za kilkanaście kroków zmienię i czas i przestrzeń.
Popatrzyła na swe niezbyt czyste stopy i ruszyła dziarsko przed siebie.
Dumny wzrok skierowała przed siebie, przynajmniej tak jej się wydawało.
A tam, nawet nie na horyzoncie, a znacznie bliżej zaczął majaczyć jakiś kształt.
Poruszał się i zdecydowanie nie był człowiekiem.

Komentarze