Sto powodów do radości

Głupi śmieje się do sera, a my śmiejemy się z głupiego. I tak oto domyka się krąg radości.

Czy to etyczne czy nie, śmiech to zdrowie.

Ten głupi od sera, nie jest taki znowu głupi. Bo śmiać się można z byle powodu. Nie mylić z „byle kogo”, o ile nie jest to komik, czy kabareciarz na scenie.

A my, żyjąc w przekonaniu, że smutek i powaga tożsame są z mądrością, przyklejamy smutasowe maski do twarzy i tak nam na całe życie zostaje.

Kiedyś, jeszcze w czasie choroby, podjęłam się wyzwania, nazwanego „sto powodów do radości”.
Chodziło w nim o to, by przez kolejne sto dni, każdego dnia znaleźć choć jeden powód do uśmiechu. Coś co rozbawi, lub ucieszy na głębszym poziomie.
Spacerowałam po mieście, i wpadały mi w oko różne rzeczy. Wielu z nich nie zauważałam wcześniej. A jednak były i wiele z nich cieszyło.

Najtrudniej było w czasie pobytu w szpitalu. Ale wtedy radość sprawiały odwiedziny, drobne upominki, czy fakt umieszczenia na jedynej sali, gdzie działała klimatyzacja.

Skupienie się na dostrzeganiu tego, co chce się dostrzec. O to w tym chodziło. Życie jest piękne. Może być też radosne, kiedy zdecyduje się by postawić na radość.

Sto dni. Sto powodów. Drobiazgów, emocji, spotkań. Rzeczy małych, trochę większych i tych naprawdę dużych, jak na przykład bardzo dobre wyniki histopatologii.

Sto dni zleciało, ale zostało trochę z tamtego czasu. Częściej zdarza mi się dostrzegać zjawiska optymistyczne i radosne.

Do sera jeszcze się nie śmieję. To byłaby już skrajność, zagrażająca psychicznej stabilności. Ale uśmiecham się do świata, a on zazwyczaj odpowiada mi tym samym.

Nie zawsze, bo świat potrafi być złośliwy, wredny i w porywach zupełnie bez poczucia humoru. Zwłaszcza w listopadzie.

Ale trafił swój na swego i zobaczymy kto kogo.

Komentarze