Kiedy listopadowe wieczory zaczynają się o siedemnastej, światłolubne króliki domagają się uwagi, rozrywek i świeżych warzyw.
Pooglądaj sobie Stefan telewizję, zajmij się czymś.
-Oglądanie telewizji trudno nazwać zajęciem. To proces odmóżdżania, prowadzący do nadwagi, zaniku mięśni i komórek mózgowych. Ile czasu można spędzać przed kwadratowym ekranem, z którego zieją czarne proroctwa, tragiczne wiadomości i smętne teleturnieje.
-Naprawdę tak jest źle? Niewiele mam czasu na telewizję.
-To czemu karzesz mnie taką żałosną rozrywką. Zróbmy coś razem.
I wtedy zaczęłam sobie przypominać, jak będąc dzieckiem grałam z babcią w karty i warcaby. Zabawa była fenomenalna. Babcie pozwalała mi wygrywać, a sama uwielbiała oszukiwać w grze. Tylko tak to robiła, by dać się złapać. Było dużo śmiechu. Bo przecież nie chodziło o ambitne wygrane, ale o czas czas spędzony razem na zabawie, śmiechu i podjadaniu delicji. Babcia miała zawsze dla nas zachomikowane ciasteczka. Czasy były niezbyt dostatnie, ale ciasteczko to rzecz święta.
Z dziadkiem nie było zmiłowania. Trzeba było grać na maksa, a i tak nigdy nie udało mi się go pokonać. Może dzięki temu dziś jestem niezłym warcabistą.
-Choć Stefanku, pogramy w warcaby, rzuciłam propozycję w stronę długiego szarego ucha.
Ucho ożywiło się i zapytało- Kupiłaś Xboksa? W głosie delikatnie wybrzmiewała nadzieja.
-Nie mój drogi. Nauczę Cię fajnej gry. Wydłubałam z czeluści szafianych lekko przetarte i przykurzone pudełko. ( Muszę dokładniej przyłożyć się do porządków).
Zasiedliśmy po dwóch stronach stołu. Wyłożyłam zasady dosyć zresztą proste. Średnio inteligentny królik załapałby po pierwszej próbnej partii.
I zaczęliśmy. Nawet nie podejrzewałam takiego zacięcia w moim przyjacielu.
Fajna gra, powiedział po trzeciej partii Stefan, kiedy posprzątałam grę ze stołu by zrobić wspólną kolację. Nie wygrał ani razu. Zastanawiałam się, czy się nie podłożyć, ale mój królik to dumny zwierzak. Wyczuł by sprawę. Pogramy, rozkręci się. Łebski chłopaczek z niego, to pewnie da radę mnie ograć.
-Musimy Ewa częściej sobie tak pograć. Masz w zapasie jeszcze jakieś zabytki?
-Z zabytków to pamiętam jeszcze chińczyka, ale w sklepach jest dużo fajnych gier. Możemy się wspólnie wybrać na zakupy i znaleźć coś na długie wieczory.
Jak to jest, że te współczesne gry na konsole i komputery, wyparły gry towarzyskie? – Stefan przemyśliwał temat. W jego przypadku temat nieprzemyślany wystarczająco, uwierał w głowę niczym kamień w bucie.
Wiesz Stefanku, teraz jakby tak ludzie mniej chcą się spotykać. W sensie, tak razem przy jednym stole i ciastach. Każdy ma komputer i te relacje przepuszcza przez łącza. Nie trzeba wychodzić z domu by z kimś porozmawiać.
-Smutne to trochę. Fajnie jest spotkać się, pograć w tego chińczyka, czy cokolwiek innego. Przy tych grach jest czas na rozmowę. Nie ma strzelających wirtualnych gości. Jest spokojniej i tak bardziej po ludzku, czy nawet króliczemu.
To wszystko przez ten pośpiech.
Rodzice nie mają dla dzieci czasu, więc kupują im gry, za które też płacą czasem. A gdyby ten czas przeznaczony na zarobienie pieniędzy na bardzo drogie gry, przeznaczyć na rodzinne rozgrywki warcabowe. Warcaby kosztują 14złotych. Czas spędzony razem daje piękne wspomnienia, buduje więzi, ułatwia poznanie i zrozumienie się wzajemne.
Piękna idea Stefanku. To może dla przykładu zorganizujemy w tym roku rodzinny turniej świąteczny w warcaby. Każdy zagra z każdym. A potem wyłonimy zwycięzcę. Mogę nawet upiec pudełko pierników w nagrodę dla najlepszego?
To może zagramy po kolacji jeszcze partyjkę- zaproponował Stefan.
Lubię Twoje pierniczki.
Ale – powiedział na zakończenie wieczoru- czas spędzony z Tobą lubię jeszcze bardziej.
Komentarze