Uspokój umysł, idź do lasu

Las, pole, łąka i brudne stopy.

Wakacje kojarzyły mi się w dzieciństwie z wyjazdami do dziadków na wieś. Łażeniu boso po trawie i ogródku. Czarne stopy były synonimem udanego dnia. Biegało się do zmierzchu. Wieczorem dzieciarnia, bo było nas tam kilkoro, myła się w balii, w której cały dzień na słońcu grzała się woda.

Potem kolacja i ostatnie pogaduchy w łóżkach, zanim oczy same się zamknęły.

Potem były obozy harcerskie i kolonie, gdzie czas spędzało się na powietrzu. Jakoś deszcze wtedy nie padały, albo zwyczajnie nie pamiętam. Nie były kleszczy, zbierało się jagody i układało totemy z mchu i szyszek.

Jeszcze później wypady z „paczką” na mazury, pod namiot.

Coś w sobie ta natura miała, że właśnie tam nas ciągnęło.

Las i woda wyciszały po stresujących sesjach i egzaminach, więc intuicja pchała tam, gdzie zdrowo. Fizycznie, psychicznie, emocjonalnie.

A więc i naukowcy ruszyli badać temat.

Oczywistości nie odkryli, ale potwierdzili, że natura łagodzi zachowania agresywne. Rekonwalescencja pacjentów w szpitalach trwa krócej, jeśli mają ze swoich łóżek widok na tereny zielone.

Dzieci , które spędzają dużo czasu na dworze, są spokojniejsze, szczęśliwsze i zdrowsze od tych, które tego nie robią.

Zabierzmy więc siebie i swoje wewnętrzne dziecko na łono natury. To zewnętrzne także, choć bolesne może być odpępnienie od smartfona, konsoli, komputera.

Zróbmy coś niebanalnego. Zerwijmy kilka kwiatów, zasuszmy i zróbmy wspólny pamiątkowy obrazek.

Pochodźmy boso po łące. To robi dobrze na stopy i samopoczucie. Samopoczucie.

Poprzytulajmy się do drzew, zauważając jak są różne, w kształtach i kolorach. Jak przyjemnie leżeć w ich cieniu.

Możemy poleżeć na polanie na kocyku i patrzeć na chmury. Odnajdować w nich kształty.

Możemy poczytać sobie na głos historie o lesie i jego mieszkańcach.

Wspólnie spędzony czas na łonie natury, to niezapomniane wrażenia. Estetyczne. Zdrowotne, emocjonalne.

Cierpnie mi skóra na myśl o dzieciakach spędzających lato w mieście. W murach, na podwórkach, z których powycinano resztki drzew.

A czas spędzany z rodzicami, to wyjście do marketu, czy w najlepszym razie do kina.

Rozumiem, że nie każdego stać na wakacje w lesie, czy nawet jakiejś agroturystyce.

Tak to wygląda. Nie mam też gotowej recepty na ułatwienie kontaktu z natura sobie i „naszym młodym”.

Pracowali ciężko przez 10 miesięcy. Czasem mam wrażenie, że mniej energochłonna jest praca na etacie, niż szkolne obowiązki.

Co więc zrobić?

Jak zaradzić?

Myśleć, kombinować i wybierać rozwiązania najbliższe naturze.

Może koc w parku i turniej warcabowy?

Chociaż jeden jedyny dzień w tygodniu spędzony na wypadach do najbliższego lasu?

Robimy to dla naszych dzieci. Dajemy im dach nad głową, edukację, dajmy im trochę natury. A przy okazji sami popatrzymy na zielone. To dobrze robi na nerwy.

A w tych niespokojnych czasach, o nie bardzo musimy się troszczyć.

Komentarze