
Wakacje się skończyły. Może by pomyśleć o następnych?
Wolne, ostatnie ciepłe dni spędzaliśmy ze Stefanem w wiejskich sielskich klimatach. Niby jeszcze jedną nogą tu i teraz, druga już podrygiwała, na samą myśl o tym, cóż ja to znowu wymyślę na przyszłoroczny, wakacyjny czas.
Stefan jednak nie był skory do snucia, aż tak dalekosiężnych planów.
-Nie bujaj moja droga w obłokach- strofował, weź kalendarz, popatrz na listę zadań na najbliższe dni.
-No weź Stefan nie psuj nastroju- bądź co bądź żyje się chwilą.
-Stefan poskrobał się łapką w lewe ucho i zamyślił się. Nie na długo.
-Czy ty Ewo, moja droga, mając przed sobą dobre jedenaście miesięcy życia międzywakacyjnego, kombinujesz, jak zmitrężyć ten czas, przespać, dłubiąc sobie w myślach i wodząc palcem po mapie? Żyć trzeba tu i teraz. Przygoda czeka za rogiem.
-Za rogiem to może czeka ekshibicjonista z niespodzianką. Niewielką.
-Dowcip ostry jak siekiera sołtysa- spuentował Stefan.
Znałem takiego jednego Indyka…
-Jakiego Indyka przerwałam zniecierpliwiona?
-Wiesz, bo on ciągle z tą niedzielą. W niedzielą to, w niedzielę tamto. Zadzwonię do znajomej perliczki w niedzielę, skoczę nad jezioro, ale jeszcze nie dziś, w niedzielę…
-Stefan, litości! Cóż z tym indykiem i z tą niedzielą?
-Ano w niedzielę na obiad był rosół!
-Lubię rosół.
-Stefan przyjrzał mi się wzrokiem mrocznym i głębokim. Z indyka był rosół- powiedział głosem zupełnie nie króliczym.
-No nie powiem. Mowę ciut mi odebrało.
Tak więc pomilczeliśmy sobie w zieloności wiejskiego podwórka. Przeszła mi zupełnie ochota na plany. I na rosół.
Przypomniałam sobie, jak Babcia mawiała ” myślał indyk o niedzieli a w sobotę łeb mu ścieli”. Ciarki przeszły mi po plecach. Co prawda kiepski ze mnie materiał na rosół, obcinania głowy tak bardzo mogę się nie obawiać, ale…
Może plany planami, a jutro też jest dzień. Zrobię coś fajnego. Takiego w wakacyjnych klimatach, nie oglądając się na kalendarz.
Czyżby się okazało, że Stefan znów ma rację?
–
Komentarze