Skąd się bierze anielska cierpliwość?
To nie gruboskórność, czy nieumiejętność doświadczania emocji.
To akceptacja.
Popularne ostatnio pojęcie. Czasem opatrznie rozumiane, jako bierna zgoda na wszystko co nas spotyka. Oddanie odpowiedzialności za całokształt, innym. Okolicznościom, rodzicom, szefom, kierownikom i innym takim.
Akceptację rozumiem jako umiejętność rozróżnienia spraw, na które mamy wpływ, od tych z którymi nic nie możemy zrobić.
Złościsz się na korki? W każdy poniedziałek o tej samej porze eksplodujesz gniewem, zaskoczony, że wszyscy na tę samą godzinę do szkoły, do pracy…. Nie masz na to wpływu. No, możesz wyjechać wcześniej lub później. Jeśli to coś da. Najczęściej nie da. Zrobić możesz tylko jedno. Głęboki oddech, audiobook lub fajna muzyka…. i akceptujesz.
No chyba, że lubisz ten permanentny, poranny wkurw. I akceptujesz go z całym dobrodziejstwem skoków ciśnienia i nerwowego grymasu na twarzy.
Dzień pełen jest sytuacji, co do których trzeba podejmować szybkie decyzje.
Najprostszą jest bunt, złość i gniew. A jak łatwo akceptujemy to zachowanie? Ot, tak na pstryk.
Rzadko zdarza mi się reagować gniewem.
Bywam nawet oceniana, jako osoba chłodna i obojętna.
To nie tak.
Po prostu przez lata nauczyłam się akceptować to na co nie mam wpływu.
Nie narzekam na pogodę. Jest jaka jest i staram się cieszyć słońcem w lato i śniegiem w zimie.
Kolejka w sklepie? Wykorzystuję czas na przemyślenia i plany, bądź rezygnuję z zakupów. Można czasem chleb zastąpić makaronem, a pomidora ogórkiem. Konserwowym.
Nie narzekam na stan dróg. Staram się omijać dziury.
Nie narzekam na podłogę pełną psich kłaków. Sprowadzenie do domu psa było najlepszą decyzją ostatnich lat.
Kiedy ciastko mi nie smakuje, wyrzucam, zadowolona że zaoszczędziłam trochę kalorii.
Narzekanie jest kiepskim nawykiem, choć czasem mam wrażenie, że inni kochają narzekać. Czują wtedy pełnię życia.
Kiedy spotkają drugiego narzekacza, prześcigają się w licytacji, kto ma gorzej.
Mam znajomych, w zdrowotnej i życiowej sytuacji, dającej pełne prawo do użalania się. Nad sobą, niesprawiedliwością świata i boga. Są niekończącym się źródłem optymizmu. Postawy życiowej, w świetle której można się ogrzać i nabrać wiary w lepsze jutro.
Uwielbiam ich i lgnę jak pszczoła do miodu. Lubię przebywać w ich przestrzeni. Czuję wtedy, że wszystko zawsze jakoś się poukłada.
Tak więc z anielską cierpliwością wybieram cieplejsze ubranie. Wypijam kawę bez pośpiechu. W końcu wstałam wcześniej, by nie psuć jej smaku pośpiechem.
I ruszam w świat.
Jeszcze tylko dobiorę parę anielskich skrzydeł, bo anielska cierpliwość czasem potrzebuje anielskiego wsparcia.
Komentarze