
Moje słowo na dziś, to błogostan.
To taki stan na granicy łagodności, ekstazy, ciszy i szczęścia.
Nie da się egzystować w stanie permanentnego błogostanu, bo człowiek rozpłynął by się niczym lody w lipcowe południe.
Da się jednak wychwytywać krótkie momenty, powodujące eksplozję endorfin.
Endorfiny czyli „wewnętrzne morfiny”, łagodzą ból, wspomagają gospodarkę hormonalną, redukują poziom stresu.
Moim endorfinowym szotem porannym, jest kawa wypijana jeszcze w piżamie, z nogami na podnóżku i jednym psem na kolanach, a drugim przy fotelu.
W bardziej wypełnionym obowiązkami dniu, wstaję wcześniej, by zaznać tej chwili ciszy, bezczynności, przerywanej głaskaniem futerka.
Ten moment błogostanu powoduje, że łatwiej wejść mi w rytm zdarzeń koniecznych.
Nie potrafiłabym wyskoczyć z łóżka niczym z procy, by rzucić się w wir pracy, obowiązków, aktywność.
Tak już mam. Przetestowałam i w moim przypadku sprawdza się od lat.
Poszukaj w swojej codzienności tych momentów, ukrytych niczym rodzynki w cieście, kawałki czekolady czy kandyzowane wiśnie.
Co kto lubi.
O błogostan łatwiej w ciszy. Pośród szumu liści, śpiewu ptaków, przemykających wiewiórek.
Każda matka zna ten stan, gdy po pełnym emocji dniu, patrzy na swoje śpiące dziecko.
Gdy po dniu ciężkiej pracy, zasiada się na wygodnej kanapie ze szklaneczką piwa ( bezalkoholowego).
Błogostan jest potrzebny dla zdrowia.
To nie kaprys ani chimera.
Dlatego!
Podaruj sobie od czasu do czasu chwilę dla siebie.
Na spacerze, przy piciu kawy w kawiarni bez telefonu i towarzystwa, nade wszystko zaś bez pośpiechu.
Zakończ dzień kąpielą w pianie i przygaszonych światłach.
Potraktuj to jako inwestycję w siebie, w zdrowie, w dobrą przyszłość.
Miłego dnia
Komentarze