Kiedy pełnia się dopełnia

Pełnia była w tym miesiącu pełna niespodzianek. Takich jak spełnienie proroctw o nagłym ochłodzeniu pogody. Trudno mówić o przewidywaniu, bo ostatnimi czasy sprawdzalność prognoz była raczej średnia. Stąd moja lingwistyczna dosadność.

Zimno, wietrznie i deszczowo, zgodnie z obietnicą meteorologów. Pełnie dostaliśmy w promocji.

Bo po co spać, skoro wiatr hula, łamie gałęzie, deszcz wypełnia po brzegi wszelkie naturalne i nienaturalne zagłębienia.

Na grzbiet założyć trzeba wszystko co wpadło w rękę. Ja na przykład absolutnie nie mogłam odnaleźć w przepastnościach szafy jakiejkolwiek czapki. Nie upierałam się przy ulubionej, bo pamiętam, że ją zgubiłam, ale jakakolwiek.

Wracając do pełni. Są szczęśliwcy, którzy za nic mając księżycowy grafik, sypiają przykładnie co noc. Przytulenie do podusi, olewają pełnię, pełni senności. Zazdroszczę bardzo. Na szczęście, zazdroszczę raz, no góra dwa razy w tygodniu.

Bezsenność to dramat. Miałam napisać koszmar, jednak koszmary żądzą się swoimi prawami. Zazwyczaj, bo bywa też tak, że jakoś szczególnie napierają w okolicach pełni. Najgorzej jest kiedy bezsenność przeplata się ze snami, doprawionymi pełniowym mrocznym humorem.

Mnie się tym razem upiekło, bo prawie spałam, prawie nie śniłam. Z małym wyjątkiem, kiedy to kupowałam garściami kolczyki od dwugłowego sprzedawcy. A miał ciekawy towar i liczył z rabatem.
W realnym świecie chyba bym sobie te zakupy odpuściła.

Związek bezsenności z pełnią jest zbadany, jak i cała masa innych zjawisk przypadający na ten księżycowy czas. Na księżyc patrzą nie tylko wiedźmy. Mają swoje lunarne zwyczaje wędkarze, grzybiarze, fryzjerki.
Coś jest na rzeczy.

Ja cieszę się, że do następnej zostały cztery tygodnie. Odsypiam słabsze noce.

A tym co lubią sobie popatrzeć romantycznie w łysawy srebrzysty glob, wszystkiego dobrego.

Komentarze