
Najfajniejsze imprezy to te piątkowe. Znużenie rutynowym przebiegiem pierwszych pięciu dni tygodnia, aż prosi się o mocny akcent.
W dzieciństwie byłam grzeczną, zakopaną w książkach dziewczynką. Potem sumienną uczennicą, obowiązkową studentką, dbającą żoną i kochającą matką.
Czy nie nadszedł czas, żeby być sobą? Zdecydowałam absolutnie, że tak. Biegam, żeby utrzymać ciało w kondycji, czytam by nie wysechł mózg, spotykam się z przyjaciółmi, bo relacje to cecha istot społecznych. Do tego wszystkiego potrzebuję emocji i nowości i gwaru, barw, hałasu, czegoś nowego. Nowego miejsca, nowych ludzi, bodźców, muzyki.
To wszystko zapewniłam sobie imprezą o nazwie Folk Metal Night. Voodoo Club powitał mnie piwniczną rozedrganą atmosferą. Muzyka robi dobrze na emocje. Ciekawe instrumenty, oryginalni artyści, muzyka która dość bliska jest moim klimatom.
I ani przez chwilę nie czułam, że nie jestem na swoim miejscu. Bawiłam się świetnie przy bezalkoholowym.
Mam koleżanki. I mam problem, bo na takie wypady nie mam towarzystwa. Dziewczyny utknęły, zaklinowały się. Nie chodzi o brak czasu ani pieniędzy, ale takie utknięcie w przekonaniu, że wiek stanowi granicę. Taką po przekroczeniu której, czegoś już nie wypada, na coś jest za późno.
Buntuję się przeciw takiej postawie. Skazywanie się na starość w wieku pięćdziesięciu lat to zbrodnia na życiu.
Kiedy jesteśmy młodzi, rządzą nami dorośli. Kiedy stajemy się dorośli i jesteśmy rodzicami, rządzą nami dzieci i mimo ogromnej do nich miłości, ograniczają bezgraniczną wolność.
I kiedy w końcu przychodzi ten moment, gdy możemy żyć po swojemu, mamy na karku pięćdziesiątkę i jesteśmy za starzy? Na życie? Dajmy na to mamy szansę w dobrym zdrowiu jeszcze ze dwadzieścia lat.( potem trochę trzeba będzie zwolnić). I te dwadzieścia lat przeżyć w mentalnej starości? Bzdura, na którą nie daję sobie zgody.
A wracając do muzyki? Każdy wybiera to co lubi i niech nie ma z tego powodu poczucia winy.
Ja lubię na metalowo, a że przy okazji trochę folk? Super.
Komentarze