Serio, znowu drzwi?

Świat potrafi zaskakiwać na niezliczoną ilość sposobów.

Nie sposób się na te zaskoczenia przygotować.

W sumie, gdyby można, przestałyby być zaskoczeniem.

Pogubiona w szaleństwie zmysłów Rozalia, spożywała coś, co wyglądało jak jabłko, pachniało jak bułeczka…. smakowało jednak jak najlepszy krupnik z kaszą, który w dzieciństwie gotowała jej babcia.

Hm… pomyślała, kiedy w głód przestał być pierwszym, wybijającym się na powierzchnię uczuciem.

Nie można myśleć o czymkolwiek, kiedy brzuch pusty, energii brak, mózg obraca wciąż wirtualne obrazy i zapachy.

Coś poplątałam?

W życiu? W decyzjach? W podejmowanych wyborach.

Może to co wyglądało jak jabłko, a nim nie było, jest sugestią….

Że, to co miało być miłością… nie było nią? Było zauroczeniem, uzależnieniem, presją społeczną…

Że, to co miało być przyjaźnią, pachniało jak bułka… nie było nią? Było relacją opartą na bilansie wzajemnych korzyści? Ja tobie, ty mnie? Ręka rękę..

To co miało być pracą marzeń… jest wyścigiem szczurów… czy innych mało sympatycznych gryzoni.

A prawdziwy smak wszystkiego odkryć można dopiero na końcu, kiedy ma się to wszystko w środku?

Przecież dopóki nie spróbujesz jabłka, nie wiesz, czy jest gorzkie czy słodkie.

Jeśli nie pokochasz, nie wiesz, czy miłość uskrzydla, opromienia, czy ciągnie w dół ku rozpaczy.

Miłość jest piękne?

Życie jest piękne?

Bolała ją głowa. Bo niespójność świata w którym utknęła, uwierał w mózg, prawie fizycznie.

Przecież to wszystko powinno być takie proste.

Utknęła gdzieś, nie wiadomo gdzie. Bez absolutnej pewności, czy to jawa, sen, chora zabawa.

Przejdzie przez to.

Jak przez wszystko inne. Szkoda tylko, że musi sama.

No właśnie. Po nakarmieniu ciała, pierwsze co poczuła, to samotność.

Cóż, nigdy nie była samotniczką totalną. Owszem czasami lubiła pobyć sama. Kiedy tak wybrała. Teraz, wrzucona w dziwny eksperyment losu, bardzo chciała mieć przy sobie kogoś.

Wszystko jedno kogo. Na dwóch, trzech, czterech nogach?

Oparła plecy o twardą ścianę, gotowa zatonąć w niewesołych myślach. Bo użalać się nad sobą jest tak prosto.

O, ja biedna..

O, ja słaba…

O, ja ofiara losu….

Los mi nie sprzyja, gwiazdy świecą nad innymi głowami.

Myśli, niczym karuzela, krążyły pod kopułą umysłu. I krążyły, aż Rozalia ukołysana zawrotami głowy, osunęła się na podłogę.

Sen pozwolił odpocząć ciału.

Kiedy po kilkudziesięciu minutach, zdrętwiała z niewygody, poczęła wracać do przytomności…. Miała wrażenie, ze jest w swoim pokoju, z różową poduszką pod głową.

Niestety. Rzeczywistość rozczarowała prawie do łez.

I co dalej…

W tym momencie zdarzyło się to, czego należało oczekiwać.

Pojawiły się drzwi. Cały rząd.

Cała ściana drzwi, w głębokim fioletowym kolorze, z grubą warstwą lśniącego lakieru. Drzwi były piękne. I jednakowe tylko na pierwszy rzut oka.

Każde miały inną klamkę.

Rozalia przeszła wzdłuż tej dziwnej ściany. Policzyła.

Było ich jedenaście.

I co? Jak mogła powiedzieć, że nie ma wyboru. Wolności wyboru.

Cała odpowiedzialność, za podjętą decyzję spadnie na nią.

Nie będzie mogła mieć do nikogo pretensji.

Musi wybrać. Zrobić krok naprzód, bo inaczej utknie w świecie, gdzie jabłko już zawsze będzie smakowało krupnikiem.

Coś szeptało jej w głowie, że kiedy chwyci za klamkę, to odbierze sobie możliwość zmiany decyzji.

Loteria…

Może wygląd klamki da jej jakąś podpowiedź.

Czy ta złota, prosta i elegancka. A może ta drewniana rzeźbiona, Wykuta z metalu z głową smoka na końcu, czy wyglądająca jak głowa żywego węża.( Oj, ta zdecydowanie nie.) A może mosiężna gałka? Biała szpitalna klamka. Wielka pałacowa. A może ta zwyczajna.

Spojrzała na własną dłoń. To jest klucz.

Klamka, jak wszystko w życiu, musi pasować.

Tym razem do kształtu jej drobnej dłoni. Podeszła do ostatnich drzwi, i położyła dłoń na klamce, jaka pamiętała z dzieciństwa. W domu babci taką klamką otwierał się jej wakacyjny pokój.

Zamknęła oczy, pełna gorącego pragnienia, że gdy przekroczy próg znajdzie się w tym pokoju. W szczęśliwej przeszłości.

Ale to wciąż nie był koniec gry…

Bo po przekroczeniu progu, poczuła pod stopami…..

Komentarze