Wszystkie psy idą do nieba…. a zaprzęgowe do tego najbardziej niebieskiego

Arktycznej przygody ciąg dalszy. Nie będzie to rozdział pełen dumy i satysfakcji. Dziś doświadczyłam smutku, doprawionego gigantycznym poczuciem winy. A miało być tak pięknie.

Przejażdżka psim zaprzęgiem pośród bieli, podszczypującego policzki mrozu i radosnego poszczekiwania psów.
Było mroźno i biało.

I smutno.
Być może niedzisiejsza ze mnie dziewczyna, ale zwierzęta kocham. Staram się zrozumieć ich świat i rodzaj relacji z człowiekiem.

Specyficzny to związek, bo egoistycznie bierzemy, niewiele dając w zamian.

Zauroczona opowieściami o ekscytującej, egzotycznej atrakcji, wykupiłam fakultatywny wypad na fermę psów zaprzęgowych.

Nic nie było tak jak w wyobrażeniach.

Kilkadziesiąt psów na polu podzielonym niczym szachownica. Buda, łańcuch, pies, buda, łańcuch, pies. Każdy z oryginalnym imieniem, skołtunionym futrem, dającymi się bez trudu policzyć żebrami, niekiedy z kręgosłupem na którym można studiować anatomię. Przy każdej budzie miska, pusta, lub z resztką zamarzniętej wody.
Zwierzęta lgnęły do ludzi, dawały się głaskać, z taką nienaturalną potulnością.

Ożywiły się dopiero w momencie wpinania do zaprzęgu. Kilkadziesiąt minut ciągnięcia sanek dały im namiastkę wolności. Bieg, ruch, gonitwa. Z przerwą na parę łyków wody. Jedzenie śniegu.Potem powrót do łańcucha.

Kiedy odjeżdżaliśmy z fermy, na placu panował spokój. Czterdzieści, może więcej psów żegnało nas bez jednego dźwięku. To nie było normalne. Było ciszą rozdzierającą serce. Moje serce.Wśród reszty grupy panowało radosne ożywienie.

Zatęskniłam za moją Nicole. Za moją futrzastą przyjaciółką. Włażąca na kanapę, z pudłem zabawek i piłek.

Życie nie jest sprawiedliwe.

Przysłowiowy „psi żywot” ma na Svalbard swoją kwintesencję.

Zwieńczeniem wycieczki było odwiedzenie boksów ze szczeniętami. Jeszcze przy matkach, jeszcze bez obroży i łańcuchów. Puchate kulki, z którymi turyści robili sobie zdjęcia.
Ja nie mogłam. Widziałam je w wyobraźni za parę miesięcy. Na łańcuchach, ciągnących sanie z turystami. Jest mi wstyd, że tu i teraz byłam jednym z nich. Przez ciekawość i poszukiwanie nowych niezwykłych doświadczeń stałam się ogniwem nowego łańcucha dla kolejnego psa.

Gdyby nie było chętnych na takie atrakcje, proceder umarłby naturalna śmiercią.
Można przecież przejechać się śnieżnym skuterem. Rowerem na grubych oponach czy quadem. Też ciekawie.

Kiedy moi synowie byli małymi dziećmi, oglądałam z nimi bajkę zatytułowaną „Wszystkie Psy idą do Nieba”.
Dziś przypomniała mi się.

Zaprzęgowe psy ze Svalbard znajdą w psim niebie najlepsze miejsce.

Komentarze