Rumunia smakuje śmietaną

Sylwestrowe bąbelki wywietrzały, przycichł w uszach huk fajerwerków. Z lekką konsternacją myślimy o złożonych noworocznych obietnicach. Fachowcy mówią o pękających w szwach siłowniach, czy innych fitness klubach. To z jednej strony, bo z drugiej uspokajają, że do końca miesiąca sytuacja się unormuje i na zajęciach zostanie może 1/4 tych zadeklarowanych.

Na drugim miejscu po odchudzaniu, jest rzucanie palenia. Statystyk nie znam, ale presja noworocznych postanowień nie ułatwia zadania.

Ja na szczęście nie muszę rzucać palenia. Jednak mój wróg jest dużo gorszy. Mój wróg jest słodki, pełen aromatów. Sprawia, że świat wydaje się piękny. Kocham słodycze i po raz kolejny obiecuję sobie separację od nałogu.

Nie, żeby zaraz rozwód. Zacznę łagodnie, nie będę się straszyć, że to już na całe życie. O nie, w to nawet ja sama nie uwierzę. Serniczki, keksiki, szarlotki, tarty z owocami, torciki bezowe….. Ech, długo by wyliczać. Kiedy staną na drodze i popatrzą słodko w moje wygłodzone, udręczone oczy, ulegnę. Poczucie winy nie zepsuje smaku. Co najwyżej każe wybiegać kilka dodatkowych kilometrów.

Lubie poznawać świat. Także świat nowych smaków. Czasami nieznane potrawy pieszczą podniebienie, kiedy indziej zaskoczenie utrudnia utrzymanie potrawy w ustach.

Ostatnia podróż do Rumunii zaowocowała nowymi kulinarnymi doświadczeniami. Pierwszym zaskoczeniem była miłość gospodarzy do śmietany. Ze śmietaną jedzą wszystko. Rosoły, flaczki (!), mamałygi. I desery.

Zacznę od flaczków,zamówionych przez pomyłkę, które spożyłam dzielnie. Mimo dziwnego smaku i wyglądu. Głód nie zostawił wyboru. Były białe i coś w nich pływało. Wszech dostępna mamałyga (polenta) zainteresowała mnie smakiem. Dodatki w postaci skwarek i sosów z kiełbasą, nie przeszkadzały w doprawieniu dania śmietaną.

No i coś co urzekło moje podniebienie. Czyli deser! Serowe pączusie polane szczodrze śmietaną i sosem jagodowym. Na ciepło. Niebo w gębie. Odpuszczałam sobie jedzenie normalnego dania na konto Papanasi. Na samą myśl robi mi się dziś ciepło na duszy.
A, że od nowego roku przewidywałam łagodne rozstanie ze słodyczami, stary rok pożegnałam baaaaardzo słodko.
I kiedy przyjdzie taka chwila, że talia osy zagości w moich obwodach, spróbuję odtworzyć przepis i oddam się wspomnieniom. O rumuńskich zamkach, Vladzie Palowniku i pączkach w śmietanie.

Komentarze