Kiedy natura rozkłada Cię na łopatki

Kiedy oczekujesz dużo, masz dwie opcje.

Dostaniesz więcej lub dostaniesz mniej.

Zawsze miło jest dostać więcej.

Kiedy wyruszam w kolejną podróż, zostawiam sobie margines z miejscem na rozczarowania, trochę przestrzeni na niedogodności i wpadki.

Tak jest bezpieczniej, bo wtedy nawet kiedy coś zaskoczy, to nie czuję się zaskoczona aż tak bardzo.

Ale trochę się gubię, kiedy rzeczywistość przerasta oczekiwania.

Zagubiłam się więc nie po raz pierwszy.

W zmiennym szkockim klimacie. Słońce, deszcz, wiatr, w zaskakująco nieoczywistej składance.

W starej architekturze, szarym kamieniu, nie skażonym tynkiem, reklamą i banerami.

W małych okienkach i kolorowych drzwiach.

Zagubiłam się w przekwitłych wrzosach, żółtych liściach i rudobrązowych trawach.

W szemrzących strumykach i huczących wodospadach.

Widokach falujących wzgórz, ostrych skał i sadzawkach pomiędzy szczytami.

W huczącym pod kapturem wietrze.

Bo czasem trzeba się zagubić tak trochę dokładniej niż na parkowych alejkach.

Podumać na wielkością świata i małością człowieka. A może odwrotnie.

Poczuć wdzięczność za możliwość dostrzegania tego wszystkiego.

Uszanować głód wrażeń, apetyt na życie, apetyt na świat.

Szkocja wywarła na mnie niezwykłe wrażenie.

Bo niby wiedziałam, co i jak. Oglądałam w telewizji, czytałam w książkach. Nawet od ludzi słyszałam. Tymczasem z doświadczaniem podróżnych emocji, jest jak z rosołem. Trzeba poczuć smak, by wiedzieć o co w nim chodzi.

I wypadało by napisać więcej. Tylko, że to co miało zostać napisane, zostało napisane. W książkach historycznych, przewodnikach turystycznych. Przebierać i wybierać do woli.

Nie da się poczuć smaku rosołu, który ktoś przyrządza na ekranie.

Trzeba spróbować samemu.

Przemoczyć buty na szlaku, spojrzeć z góry na pasące się owce, wypić piwo i zjeść hagis.

Posłuchać gry na kobzie, obejrzeć gołe kolana faceta w kilcie.

I nawet już na koniec, na lotnisku, kupić sobie magnes na lodówkę.

Bo to taka nowa świecka tradycja.

A potem wrócić do domu.

Z lekkością w duszy. Bo problemy wywiane chłodnym porywistym, górskim wiatrem, zostały gdzieś daleko. Stały się mniej ważne w obliczu wielkości natury i małości człowieka.

Albo odwrotnie.

Komentarze