Od jakiegoś, właściwie dość długiego czasu, czekałam na książkę, która wyrwie mnie z kopytami z rzeczywistości. Przeniesie do innego uniwersum i uraczy takimi emocjami, że moje osobiste problemy, kłopotu i kamyki w bucie, staną się cieniem mgły. Nieostrym.
Więc wpadła mi w ręce.
Wyrwa Wojciecha Chmielarza, dokładnie wyrwała mnie z czasoprzestrzenie.
Zaczęłam czytać w pociągu, potem w tramwaju, poczekalni, z tramwaju powrotnym.
Znów w pociągu, gdzie o mało nie przejechałam stacji.
( Natomiast zgubiłam telefon. Ale tę historię opisałam gdzie indziej.)
Nieśmiało przyznam, że było to moje pierwsze spotkanie z autorem.
Z pewnością nieostatnie. Bo jak już coś mi się spodoba, to drążę, aż wyczytam wszystko.
Lubię książki, które nie pozwalają mi na jednoznaczną ocenę postaci bohatera.
Kiedy drąży mnie niczym kornik, myśl, czy to było złe, czy dobre.
A może jednak złe?
Ale sytuacja..
Ale okoliczności…
Ale targające bohaterem emocje, zwalniają z czarno białego osądu.
I leżę w łóżku i rozbieram to wszystko na detale.
I nie potrafię znaleźć winnego.
Mleko się wylało. Jest trup. Potem kolejny.
Są tajemnice, matactwa, podwójne życia, potrójna moralność.
Nie zdradzę Ci szczegółów, bo w tej fabule, tajemnice odkrywane są jak kolejne welony egzotycznej tancerki.
Znajdź czas i przestrzeń. Pilnuj swojej stacji i nie zgub telefonu.
Czytaj.
Dodano: 15 września 2022
Komentarze