Przełęcz Diatłowa

Przełęcz Diatłowa, to książka która zaskoczyła mnie na kilku „frontach”.

Lubię być zaskakiwana. Wolę to niż zanudzona.

Może nie jest to pozycja, która rzuciła mnie na kolana od pierwszej strony, ale skutecznie przedłużyła czytelnicze wieczory.
Powieść Anny Matwiejewej, której twórczość rodacy określają, jako „uralski realizm magiczny”, niesie w sobie może nie do końca magiczny nastrój.

Niesie za to tajemniczość, niezwykłość, ciut teorii spiskowych i odrobinę zjawisk metafizycznych.

Akcja powieści cofa nas do 1959 roku i genialnie odtwarza tamte realia.

Choćby dla tego klimatu warto po nią sięgnąć.

Forma pamiętnika, reportażu, miesza się z powieścią obyczajową.

Nie będę nakreślać fabuły, bo chodzi w niej przecież o niespodziewane zwroty akcji, a do tych warto podejść z totalną niewiedzą i nieznajomością tematu.

I zamykając ostatnią stronę, pomimo wyjaśnienia tajemnicy, nadal pozostałam z nutą niepewności, czy wydarzenia opisane i badane w książce, z pewnością miały dokładnie taki przebieg?

Spokojnie polecam, bo pozycję czyta się lekko i szybko.

I zdecydowanie jest wyzwaniem dla przyzwyczajonego do konwencjonalnego sposobu tworzenia fabuły, umysłu.

Komentarze