O seksie, małżeństwie i dobrych manierach

Uwielbiałam XX wiek, a XXI wręcz kocham. Pałam wdzięcznością za wszelkie życiowe udogodnienia, takie jak wygodne ubrania, gorące prysznice i prawo do posiadania własnego zdania. Po lekturze Niedyskretnika, moja miłość jest jeszcze głębsza.
Almanach wiedzy nieromantycznej, czyli inaczej „Niedyskretnik” Theresy Oneill, zalał mnie wiedzą, której brak intrygował  z każdym obejrzanym romantycznym filmem z dziewiętnastowieczną fabułą i każdą książką. Rozważne i romantyczne, w pięknych sukniach i kunsztownych fryzurach, na zamkach, w pałacach, na dworach i siołach.

Prawdopodobnie podróż w czasie do tego okresu, miałaby szansę zabić wszechobecnym fetorem, bo było by to pierwsze doznanie.

Gdybym miała ubierać się w stroje z epoki, pierwsze zdziwienie wywołałoby kompletne otwarcie bielizny i reszty garderoby w okolicy krocza. To zdziwienie mija, kiedy mamy już na sobie zbroję z kilometrów ciężkiej wełnianej tkaniny, udrapowanej na drewnianej bądź fiszbinowej konstrukcji. Bez konkretnego podparcia, suknia przygniotłaby bez wątpienia. Do tego sznurowane gorsety, zniekształcające organy wewnętrzne, niemożliwie ciasne buty na drewnianej podeszwie i fryzura wymagająca długich procesów upinania.

Tak więc mamy na sobie suknię i wtedy pojawia się niecierpiąca zwłoki potrzeba fizjologiczna. Próba schylenia się zaburza kruchą równowagę, upadamy, bez szansy na powrót do pionu. Dźwignąć może nas tylko stadko pokojówek, garderobianych i młody stajenny. Okienko w kroku przebiegające przez wszystkie warstwy ubrania sprawia, że czynność tak skomplikowana jak skorzystanie z nocnika, staje się prosta, jak sznurek w kieszeni.

Wędrując przez stronice przewodnika po sprawach niedyskretnych, dowiedziałam się jak niezdrowe są kąpiele, czym maskować naturalne aromaty nazywane dziś fetorami, jak myć włosy amoniakiem. Jak radzić sobie z „trudnymi dniami”, czyli historia pierwszej podpaski i tamponu. Mnie urzekły najbardziej te dziergane na szydełku.

Sztuka flirtowania

Zamążpójście było misją życiową i powołaniem panienki. Wejść w związek małżeński musiała z czystością, niewinnością, a najlepiej z pokaźnym posagiem. Aby czystość zachować, nie było wolno dać się dotknąć żadnemu kawalerowi, gdyż męska ręka na dziewczęcej tali skazywała pannę na miano ladacznicy. A macane niechętnie kupowane.

Mogła zatem panienka tylko flirtować rzęsami, wachlarzem i parasolką.

Tak niewinne dziewcze, lądowało w noc poślubną z panem, który zazwyczaj korzystał wcześniej z usług płatnej miłości. Skrzywiony udawanymi reakcjami zawodowych kochanek, tak jak oczekiwał wpierw niewinności, z nagła oczekuje w łożu namiętności. Namiętność ta, tłumiona przez normy i zasady, rzadko miała szansę obudzić się, zerową możliwość rozkwitnąć.

Tak więc noc poślubna, wyczekiwana przez nią z obawą, przez niego z oczekiwaniami, stawała się koszmarną traumą dla panny, rozczarowaniem dla kawalera i złą wróżba dla intymnych relacji na przyszłość.
Żeby tak nie widzieć wszystkiego na czarno, dla pragnących szczęścia swoich wybranek, istniały podręczniki, jak rozbudzić namiętność w partnerce i nie przegrać wszystkiego w noc poślubną. Ale to tylko pozycja dla chętnych, tak jak lektura nieobowiązkowa.

Ech…. Kocham moje czasy!

Lektura usiana jest ciekawostkami, dającymi obraz życia, niepokazywanego na filmach i skrzętnie pomijanego w książkach.
Żeby nie psuć przyjemności tym, co zechcą przyjrzeć się dziewiętnastowiecznym sprawom intymnym, kilka słów jeszcze na jeden temat.

Ku przestrodze dzisiejszym mężatkom.

” Jak być dobrą żoną. Jak maksymalnie odwlec w czasie jego nieuchronne rozgoryczenie”

Droga panno, pamiętaj, że małżonka uszczęśliwisz najbardziej swoim podporządkowaniem. Rób wszystko, by człowiek od którego zależy twoje życie, zdrowie, samopoczucie i jakość garderoby, był zadowolony.

Nie zaniedbuj się. Jesteś jego drugą połową. Może zechce się tobą pochwalić, a może wystarczy, by na twój widok nie odwracał rozczarowanego wzroku. Dbaj o czystość sukien, układaj starannie włosy.

Przestań się starzę. Twój pan i władca wziął cię jako dwudziestoletnie dziewczę, więc na litość, nie każ mu patrzeć na starzejącą się pannę.

Nie proś o cokolwiek. Nie licz na kompromis. Przyjmuj z wdzięcznością wszystko co jest ci dane.

Odpuść sobie własne zdanie, zamiłowania i pasje. Zostaw to swoim prawnuczkom.

Stań na głowie, by być dobrą kucharką. Pomysłową i gospodarną.

Nie mów za dużo, a już pod żadnym pozorem nie okazuj gniewu.

I dla dobra związku, samopoczucia męża, nade wszystko zaś świętego spokoju, nie wkurzaj się, że cię zdradza.

Ech…. Uwielbiam swoje życie!

Mężczyźni od wieków uwielbiali badać fizjologię i psychikę kobiet. Z tych badań, zwłaszcza w wieku dziewiętnastym wynikało, że pozostałyśmy w drodze ewolucji daleko za małpami, jesteśmy boską pomyłka i niedoróbką. I gdyby nie konieczność przedłużenia męskich rodów, byłybyśmy na świecie zbędne.

Ze smutkiem muszę przyznać, że echo tych poglądów daje się zauważyć jeszcze dziś. Sposób traktowania kobiet przez wiele konceptów religijnych nie wyszedł poza IXX wiek. Czyżby to lęk przed utrata pozycji alfa z życiu społecznym i rodzinnym. Zamknięcie kobiet w domach, zamknięcie im ust, a może i oczu popchnie świat do przodu? Czy raczej tak pięknie cofnie w czasie?

Mam nadzieję, czasami mam nawet pewność, że skoro czas biegnie w jedną stronę, to nie ma powrotu do tego co było. Kobiety stanowią połową populacji. Może nawet ciutkę większą. Mają swoje pasje, swoje zdanie, świadomość i siłę sprawczą.

Dobrze jednak sięgnąć po tę książkę, by docenić, jak dobrze jest być kobietą w dwudziestym pierwszym wieku.
Ja doceniam. Każdego dnia pod prysznicem, po którym wkładam dżinsy i sweter, po czym bez pytania nikogo o zgodę wychodzę na czystą ulicę.

Komentarze