Materializm wpędza nas w poczucie osamotnienia.
Wg Tary Button „treści przekazywane nam w reklamach i mediach społecznościowych podtrzymują mit, że stan posiadania i wygląd czynią nas godnymi miłości i podziwu”
Dlatego zaczynamy budować nasza pewność siebie poprzez otaczanie się przedmiotami. Wciąż nowymi, bo te z poprzedniego sezonu już straciły na wartości.
Bez rzeczywistego poczucia więzi z drugim człowiekiem, skazani jesteśmy na budowanie wizerunku w sieci. Na szukanie wirtualnej akceptacji i podziwu, wśród coraz liczniejszej grupy wirtualnych znajomych.
A przecież wiele badań przeprowadzanych przez naukowców z różnych dziedzin, potwierdza, że u podstaw poczucia szczęścia, znajdują się relacje.
Prędzej czy później wszyscy się o tym przekonujemy.
I choć gonimy za statusem, pieniądzem, czy sławą, to stan szczęśliwości wcale proporcjonalnie nie wzrasta, wraz ze wzrostem stanu posiadania czegokolwiek.
Uwięzieni w spirali materializmu, coraz mniej potrafimy cieszyć się z niematerialnych wartości.
Pochłonięci sobą , coraz mniej dostrzegamy innych. Jesteśmy istotami społecznymi. Brak osobistych relacji zamieniony na stan posiadania, działa na naszą szkodę.
„W minionej dekadzie zażywanie antydepresantów wzrosło aż o 400% w USA i dwukrotnie więcej w Wielkiej Brytanii”. Czyli „być” zastąpione przez „mieć”, nie zrobiło nam dobrze.
U nas kolejka do poradni zdrowia psychicznego sięga 2- 4 miesiące.
Skala problemu jest pewnie większa, biorąc pod uwagę, niechęć do przyznawania się do nieradzenia z rzeczywistością.
„Oliwy do ognia dolewają jeszcze handlowcy, którzy doskonale wiedzą, jak bardzo łakniemy relacji leżących u podstaw naszego szczęścia i prezentują nam reklamy, w których rodziny i przyjaciele wspólnie przeżywają wspaniałe chwile, wszystko po to, aby sprzedać nam przedmioty, które tylko oddalają nas od bliskich”.
Zwróćcie uwagę na reklamy, oferujące „zdrowe” płatki, słodycze z witaminami, wypełnione chemią po brzegi przekąski, z grupą rozbawionych przyjaciół w tle, czy szczęśliwą rodziną w której więzi spajane są wspólnym spożywaniem cukierków.
I mimo, że do pełni szczęścia potrzeba nam niewiele, to przeciętne gospodarstwo domowe liczy trzysta tysięcy przedmiotów. ( Cytuję za autorką).
Staram się żyć świadomie.
Wiem, że nawet jeśli świadoma część mojego umysłu odrzuca reklamowy przekaz, to jest jeszcze gigantyczny przekaż podświadomy, którym kierują specjaliści, a o którym nie mam bladego pojęcia.
Staram się ograniczać przedmioty. Przekierowują fundusze na kino, koncerty, teatr, krótkie podróże.
Tylko, czy tutaj też nie padam ofiarą sprzedażowej manipulacji?
Bo może „wielki brat” wie co zrobić by zachciało mi się urlopu, teatru czy innych wrażeń estetycznych?
Mam nadzieję, że jeszcze nie. Kultura, zwłaszcza ta wyższa nie jest generatorem gigantycznych zysków. ( No może oprócz koncertów gwiazd, gdzie bilety kosztują pół pensji.)
Mam zainstalowane w głowie takie brzydkie powiedzenie, że trumna nie ma kieszeni. Nie upieram się na gromadzeniu dóbr materialnych. Nie inwestuję w diamenty i złoto.
Inwestuję każdą wolna chwilę w ludzi.
Przeznaczam tyle czasu ile mogę na spotkania, rozmowy, krótkie lunche, szybkie kawy, czy zaplanowane długie pogaduchy przy ciastach i litrach herbaty.
I czuję się wtedy szczęśliwa, jak nie wiem co.
Kupuję rzeczy, bo bez niektórych się nie da, bez innych jest zwyczajnie trudniej.
Ale ograniczam wszędzie tam gdzie mogę.
By mieć przestrzeń dla tego co najważniejsze..
Tekst powyższy zainspirowany został fragmentem książki Tary Button „Masz wszystko, czego potrzebujesz”
Komentarze