Krótka historia wciskania kitu

Zbyt inteligentni, żeby żyć szczęśliwie? Głupota nowym synonimem szczęścia i warunkiem koniecznym?

Źle się czuję. Przytłaczają mnie wiadomości. Moja wątroba buntuje przeciwko totalnym absurdom. I zastanawiam się, czemu nie mogę wyłączyć połowy mózgu, bo na połówce łatwiej kupiłabym propagandę sukcesu. Chociaż ta połówka też zauważyłaby coraz większe rachunki za te same zakupy, brak możliwości pójścia do lekarza, optyka, pralni.
Mogę tylko podziękować rodzicom, że się uczyć kazali. (Sarkazm.)
Oni już w lepszym ( mam nadzieję świecie).
Może patrzą z góry i trzymają kciuki, bym pomimo sprawności całego mózgu, umiała być szczęśliwa.
Nie chcę ich zawieść. Staram się.
Jednak są momenty, kiedy zazdroszczę tym, co zwolnili się z samodzielnego myślenia.
Oddali we władanie innym swój wewnętrzny świat.
I wierzą. I są szczęśliwi.
Bez szukania sensu. Bo po co?
Na co komu sens?
Jest tak jak mówi prezes, proboszcz i jacyś inni, też na „p”.
Oni wiedzą lepiej.( Sarkazm.)
Bo podobno posłuszeństwo jest przejawem wolności.( Cytat z kazania + sarkazm.)
A ja biorę w rękę kolejne książki. Różne, żeby mieć różne perspektywy, źródła.
I czy jest mi lepiej?
Tak naprawdę to chyba lepiej poczuję się czytając horror o wampirach, zombie, czy seryjnych mordercach. Spójna fabuła, ciekawe postacie, a na końcu winny zawsze ponosi zasłużoną odpowiedzialność/karę.
( Jak macie jeszcze jakieś pokłady optymizmu na zbyciu, to zapraszam do lektury. Bardzo ciekawe książki. Ale czy po lekturze poczujecie się lepiej, gwarancji nie daję.Tak w ogóle to muszę skończyć z tym defetyzmem i przerzucić się na teksty satyryczne. Tylko najpierw „wciągnę” jakiś serniczek.)

Komentarze