Dziecko znikąd

Debiut autorski? Z pewnością bym nie odgadła. Z tymi debiutami bywa różnie.

Jak zwykle na szybko książka zagarnięta z półki w dworcowej księgarni. Coś lekkiego na podróż?

I tak i nie.

Lekkie, bo lekkim piórem pisane i czyta się szybko, by wraz z kolejną strona odkryć kolejny sekret. Kolejny mroczny zakamarek małego sennego miasteczka.

Akcja toczy się jednocześnie w przeszłości i teraźniejszości.
Bohaterka, obecnie fotografka mieszkająca w Australii, okazuje się być porwaną wiele lat temu dwuletnią Sammy.

W tle dzieje się wiele historii. Poznajemy bohaterów w opcji z przeszłości z dnia dzisiejszego.
Rozgrywają się pojedyncze dramaty, trudne miłości, problem tożsamości religijnej.

Mrok i dreszcz.
Jak przystało na thriller psychologiczny.

Najważniejsze, że podróż przemknęła jak mgnienie, a doczytana na szybko książka przeszła do innych czytelniczych rąk.

Jeśli ktoś lubi historie z dreszczykiem, trochę mroku, zaskoczeń i w końcu jasno wyłuszczone rozwiązanie, to znajdzie radość w lekturze.

Chętnie sięgnę po kolejna pozycje autora.

Komentarze