Po raz kolejny, na dzień dobry w poniedziałkowy poranek, obiecuję sobie przejście na dietę. Informacyjną.
Wiadomości, jakie pchają mi się przed oczy, (choć tak, czy siak, uważam że życie jest piękne) generują taki poziom stresu, że jeśli dodam do tego jedna kawę, to nerwowa trzęsionka niczym delirium, opanowuje ciało.
A ono tego nie lubi. Stres szkodzi mu prawie, jak arszenik, strychnina i promieniowanie razem wzięte.
Jak więc żyć bez informacji?
Bez kolejnych nakazów, zakazów, ograniczeń, dramatów, krętactw?
Wiedzieć czy nie wiedzieć, oto jest pytanie.
Szczęśliwi Ci, co pozostają w błogiej nieświadomości.
Szczęśliwi nieposiadacze telewizorów.
Niekupowacze gazet.
Nieserferzy internetowi.
Może więc czas na zmianę?
Jak pięknie byłoby o poranku skupić się tylko na słońcu i śpiewie ptaków. Tylko w takim towarzystwie spożyć owsiankę i popić kawą.
Kto Ci nie daje, możesz spytać?
Kto każe odpalać komputer, telewizor, czy choćby radio?
Kto, każe bezwiednie, nadstawiać uszu, na toksyczny wyciek samych złych wieści?
Ze wstydem przyznaję, że nawyk. Zakorzeniony tak głęboko, że pomimo licznych prób, nie potrafię go wykorzenić.
Sięgam zatem jak nałogowiec sięga, po kolejnego papierosa. I z poczuciem odrazy do siebie patrzę….słucham…
Czyżby zło już przejęło władzę nad światem?
Nie dzieje się nic dobrego, czym można by ucieszyć oko i ucho w pierwszych porannych wiadomościach?
Na szczęście, tuż za progiem czeka zwyczajne codzienne życie. Piękne życie.
W oddaleniu od mediów, a w bliskości natury i ludzi.
To naturalny detoks, powoli przywracający ciału równowagę.
Duszy nadzieję, a umysłowi spokój.
Do czasu.
Do chwili, kiedy odłączona od kontroli ręka, sięgnie niezauważenie po telefon, by zerknąć co tam w świecie słychać. A tam wciąż bez zmian.
Obiecuję więc sobie ten detoks. Nie ustaję w próbach.
Może w końcu uda mi się uwolnić od głodu informacji.
A może zupełnie nieoczekiwanie trafię na wysyp dobrych wieści.
Wciąż mam nadzieję.
Komentarze