Żyć życiem, od którego nie będę potrzebować wakacji

 

Poniedziałek, poniedziałek, poniedziałek. Jakby ktoś miał wątpliwości, to zaczynamy kolejny tydzień wakacji. Szczęściarze już pewnie w terenie, reszta odlicza.

Ja tez odliczam, ale dużo mi zostało, bo ruszam w drogę po odpoczynek dopiero pod koniec sierpnia. Większość będzie już po urlopach, a ja będę mogła sobie poszpanować.

Gdzieś z tylu głowy podkleiła mi się taka coachingowa idea, że naszym celem powinno być stworzenie sobie życia, od którego nie będziemy potrzebować wakacji.
Ech te marzenia. Ech te plany, b

Z zazdrością szarpiącą wnętrzności, słucham koleżanek uwielbiających swoją pracę. Kręcące nosem na wakacyjne przerwy i długie weekendy. Bo wolałyby w pracy. Bo tam dobrze, super i rewelacja.
Znacie takie egzemplarze?
I czy ta miłość do pracy aby szczera jest?

Mogę jeszcze zrozumieć artystów. Pisarzy, malarzy…
Takich, dla których proces twórczy zatrzymuje czas i zakrzywia czasoprzestrzeń. Lądują w innej rzeczywistości i pobiją każdego, kto wyskoczy im z jakimś urlopem.

Praca to coś, co musimy wykonać by żyć. Mieć dach nad głową, pełną lodówkę i ciepłe buty na zimę.
Czy zostaje jeszcze trochę miejsca na Życie?

Na to co kochamy robić w czasie po pracy. Na spotkania z ludźmi, podróże, lekturę, film, taniec. Na malowanie i pisanie wierszy. Na dzierganie swetrów na drutach. Na te marzenie, które nie wiedzieć kiedy, przestały być planami.

Kiedyś, mówimy. Za jakiś czas….A „kiedyś”, to choroba, która każe nam zabrać marzenia do grobu.

Co więc zostaje? Sprzedać lodówkę i kupić bilet do wymarzonego miejsca? Z czym łatwiej żyć? Z lodówką, czy wszechogarniającą tęsknotą za niespełnionym?

I z tym pytaniem, dobijającym się wciąż i wciąż z głębi czaszki- To jak jest? Żyjesz, czy tylko płacisz rachunki aż do śmierci?

Komentarze