Zgubna normalność czy szaleństwo logiki

W tym całym koronowanym szaleństwie, zaczynam wątpić w swój osąd o sobie.

Bo może jestem zbyt optymistyczna w postawie. Z tą wiarą, że wszystko, prędzej czy później skończy się dobrze. Uda się nadrobić straty, odzyskać wiarę w tych, którzy do cna ją dziś utracili.

Wątpię, czy to dobra postawa, wierzyć w ludzką mądrość i instynkt samozachowawczy.

Bo może stajemy się coraz mniej ludzcy jako jednostki i coraz mniej społeczni jako populacja.

Oddzielenie od natury zaburza te wszystkie naturalne instynkty.

A ja, jako nierozdzielnie powiązana plątaniną niewidzialnych nitek z każdym drzewem, rośliną, ptakiem, czy kroplą morskiej wody, nie potrafię funkcjonować niezależnie.

Nie udało mi się zbudować silnej więzi z betonowym domem, raczej z mieszkającymi w nim ludźmi. Nie czuję rytmu miasta, wbijanego stukotem kół o asfalt. Już łatwiej poczuć mi wiatr, błądzący pomiędzy budynkami.

Żyję i mieszkam na granicy miasta. Kiedyś była to prawie wieś. Dziś już dookoła dachy, płoty, dymiące kominy.

Ale wciąż blisko do kawałka lasu, spłachetków pola, dzikich rowów.

Zatrzymałam się w pogoni za cywilizacją. Mało tego, chyba wręcz się cofam, bo łatwiej odnaleźć mi się na bezludziu.

Znacie mnie, nie jestem pustelniczką i wyciągam z miasta to co najlepsze.

Kulturę. Kino, teatr, koncert, wystawa.

Tę miejskość najwyższych lotów.

Jednak teraz, kiedy zostało mi to odebrane przez okoliczności, zostaje natura.

Ona daje radę.

Uspokaja, przywraca wewnętrzną harmonię, cieszy oczy i uszy.

I tak bardzo mi przykro, że wszyscy Ci zamknięci w domach, nie mają możliwości poszukać nadziei i równowagi w naturze.

Wracając do pytania, dobrze być tym optymistą?

Odwracać głowę i myśli od statystyk? ( Sprzecznych ze sobą, wciąż jednak skupionych na negatywach.)

Czy dobrze gapić się w chmury i słuchać ptaków, bo tak pięknie śpiewają teraz. Kolejny taki koncert za rok, a kto wie co przez rok może się wydarzyć.

Czy to rozsądne skupiać się na chwilach, wybierając te najciekawsze, najradośniejsze, lub chociaż niosące promyki nadziei.

Odstoję grzecznie w kolejce przed sklepem.

Zrobię zakupy w atmosferze post apokaliptycznej i mrocznej.

Zachowam odstęp, nie podam ręki, założę maskę, spod której nie mogę wysłać życzliwego uśmiechu.

Taki czas.

Jednak kiedy wrócę do domu, zdejmę maskę i pokażę się sobie życzliwa i uśmiechnięta.

Bo żyję.

Szanuję każdą minutę czasu, jaką mam.

Nie ubiorę jej w żałobny kir, bo przecież wciąż żyję.

A dopóki oddycham wszystko może się zdarzyć.

Może się zdarzyć wszystko co najlepsze i tego będę oczekiwać od świata.

Biorąc pod uwagę najnowsze odkrycia fizyki kwantowej, jesteśmy bardziej energią niż materią.

Wysyłam więc dobrą energię w świat. Ona jest tym, czym mogę się podzielić.

I w głębi serca mam nadzieję że każdy jest nośnikiem energii, tylko musi wybrać czy będzie miała ona ładunek dodatni czy ujemny.

Skoro i tak myślę, niech będą to dobre myśli.

Skoro i tak czuję, niech będą to dobre emocje.

Skoro mogę mówić, wybierając spośród tysięcy słów, niech będą to dobre słowa, budzące u innych dobre myśli i dobre emocje.

Świat się zmienia. Pomóżmy nadać tym zmianom szczęśliwy kierunek.

A mój osąd o sobie?

Nie ma znaczenia, bo jestem jaka jestem.

Po prostu jestem.

Komentarze