Uwielbiam tę wiosenną atmosferę, przesiąkniętą erotyzmem. Szalone ptasie trele, wabienie głosem, piórkiem, trawką w dziobie. I po co to wszystko?
Przetrwanie gatunków, to rzecz nadrzędna. Więc na wypadek, gdyby się komuś nie chciało, rzecz ma odbyć się barwnie i śpiewająco.
Ogólnie zachęcająco.
Tak więc pan ptaszek wydziera się na całe drobne gardziołko, śpiewając pełną obietnic pieśń. O pięknym gniazdku na świerku z widokiem, o pełnej robali łące, o tym jaki to on będzie czuły i opiekuńczy.
Pani ptaszkowa kupuje te słodko brzmiące kawałki, bo hormony chwilowo wyłączyły rozsądek.
A stara sowa mówiła, by nie wierzyć wiosennym ptasim trelom.
Wierzą ptaki, wierzą zające i sarenki, wierzą dziewczyny chłopięcym obietnicom. Pijani wiosną otwieramy uszy i serca na szczere wyznania, kłamstewka brzemienne za jakiś czas w skutki.
Przeganiamy zimowe chłody w gorących objęciach.
Piękny czas.
A potem przyjdzie lato.
Gniazda zapełnią się. Pan śpiewak czasem wesprze partnerkę, a czasem uwije gniazdko z nową. Taka jego natura.
Jeszcze trochę pośpiewa wysławiając mądrość natury, piękno świata i wysokość drzew.
Byle do sierpnia. Potem ochrypłe ptasie gardła zamilkną.
Nastawiam uszy na śpiewy. Niepokojące uwodzicielskie, delikatne, piękne.
Prokreacja jako aspekt natury, dosyć prozaiczny, niesie ze sobą nuty romantyzmu.
Nawet, jeśli to tylko krótkotrwały wiosenny koncert.
Komentarze