
Każdy ma swoich mniejszych lub większych wrogów.
Sami dajemy im energię i moc.
Skupiamy się na trudnościach, rozpamiętujemy porażki. I im bardziej wierzymy w to, że się nie da, że nie potrafimy, że jesteśmy na straconej pozycji, tym mniejsza szansa na zwycięstwo. Na zwycięstwo nad samym sobą!
Kierujemy uwagę w stronę nieudanych prób, zamiast potraktować je jako lekcje, czy kolejne stopnie na drodze do osiągnięcia celu.
Poddać się jest najłatwiej. Tylko potem zaczyna to być nawykiem.
Wiem jak to jest. Wciąż i wciąż szukam nowych motywacji, by nie zasiąść na dobre w fotelu i nie dać się pokrywać starością niczym kurzem.
Z każdym rokiem coraz łatwiej odpuścić, bo przecież lata już nie te, może sił mniej niż kiedyś. Po co mi to, pytam siebie po każdym treningu, kiedy prawie osuwam się z bieżni, albo wracam z terenu przemoczona, spocona i zdecydowanie wyglądająca nieromantycznie.
Po co mi makijaż, kiedy wychodzę tylko do sklepu? Po co dopasowywać sweter do spódnicy? W moim wieku to próżność i niewygoda.
Po co mi nauka gry na perkusji? Co z tego, że usprawnia mózg i poprawia kondycję? Czy zagram w kapeli?
Po co kurs fotografii? Przecież aparat sam robi zdjęcia. Czy muszą być lepsze i piękniejsze?
A mały demonek niemożliwości podszeptuje, zostaw, daruj sobie, nie dasz rady.
Po co to robię? Po co generuję w wyobraźni wrogów?
Moim wrogiem może być tabliczka mnożenia, pływanie, egzamin na prawo jazdy. Jeśli w wyobraźni zdecyduję, że nie damy rady, to w realnym świecie, mniej lub bardziej świadomie, zrobię wszystko, by udowodnić sobie i światu, że mam rację!
Wyłączam wizję porażki. Tłukę w bębny, obłaskawiam na kolejnym levelu technologię, dokładam kilometr na treningu.
I powtarzam sobie, że dam radę, zrobię, nauczę się, wyrobię nowy pozytywny nawyk. Wyobrażam sobie sukces.
Wyobraźnia jest bronią. A jak powiedział Jacek Piekara:
„Nigdy nie zwyciężysz wroga, którego twoja wyobraźnia uczyniła niepokonanym”
Komentarze