
Wydaje mi się, że wszyscy mamy w sobie jakiś lęk przed zagubieniem się. W lesie, w obcym mieście, w ośmio piętrowym podziemnym parkingu. Najgorszym scenariuszem jednak, rodem z koszmarów jest szukanie drogi w labiryncie. Szukanie drogi, która nigdy nie jest prosta rodzi frustrację. Aby trafić do wyjścia, trzeba wciąż zawracać, obierać przeciwstawny do pożądanego kierunek, błądzić.
Przyzwyczajeni w życiu do wybierania prostych dróg, podążania na skróty, zamknięci w labiryncie popadamy w panikę.
Korzystając z dostępu do wakacyjnych atrakcji, wybrałam się do labiryntu na polu kukurydzy. Buforem bezpieczeństwa, był plan labiryntu, który wręczano przy wejściu. Po drodze, w plątaninie ścieżek były różne zagadki i ciekawostki.
Jednak już po zagłębieniu się w kolejne ścieżki, gdy wyjście zostało za plecami, miałam nieodpartą ochotę przyspieszyć kroku, może nawet pobiec, nie patrząc na trzymaną w ręku ściągę z rozkładem ścieżek. Zabawa zaplanowana na co najmniej godzinę, podszyta była irracjonalnymi niepokojami.
Obserwując mijanych po drodze innych gości labiryntu, zaobserwowałam, że mimo dobrej zabawy, wszyscy jakoś tak się spieszą. Wydłużają krok na prostych odcinkach, byle szybciej do wyjścia.
Labirynt nie był miejscem niebezpiecznym. Nie czyhały na nas smoki i dzikie dziki, a jednak nie odbierano go jako bezpieczne miejsce, skoro pośpiech był aż tak widoczny.
Na logikę biorąc wszystko było w porządku i chyba tylko podświadomość nie czuła się komfortowo.
Uśpione atawistyczne lęki, zaczęły się budzić. Może nie do końca, ale w moim przypadku co najmniej przekręciły się na drugi bok.
Dobrze jest raz na jakiś czas zafundować sobie kontrolowany stresik. Pod płaszczykiem zabawy poobserwować co tam w nas drzemie. Czy zachowaliśmy w genach pamięć o lękach, pokonywaniu zagrożeń, niebezpieczeństwach zaskakujących i nieprzewidywalnych?
Nie lubię zabaw w labiryncie. Nie lubię poczucia zagubienia, niepewności. Mam jednak czasem potrzebę wystawić na próbę charakter, odwagę i poczuć odrobinę adrenaliny w kontrolowanych warunkach.
Zabawę w labiryncie mogę zaliczyć do udanych. Było zielono, było wesoło, była adrenalinka.
W sam raz na wakacje.
A tak na marginesie, zagubić się warto. Bo można się potem odnaleźć trochę inaczej.
Komentarze