Uwaga! Dynie atakują

Dyniowa ekspansja na polskim rynku handlowym, dekoracyjnym i gadżetowym stała się faktem. Dynie wyglądają przez witryny sklepowe. Szerzą nieszczerze pomarańczowe uśmiechy. Plastikowe, ceramiczne, pluszowe. Gdzie nie padnie wzrok, tam dynia, dyniusia, dynieczka. Mała, maleńka, duża, wielka, ogromna.

Jeszcze lat temu kilkanaście, było to zwykłe, niezbyt lubiane warzywo. Znam z opowieści o dyniowej zupie na mleku i z zacierkami. Ponoć koszmar!

Teraz to synonim. Czego? Miłości do amerykanizmów? Święta, z którym żadna z naszych tradycji nie ma punktów stycznych. Nasze święto zmarłych, to zaduma, nostalgia i cmentarze. Tak każe tradycja. Amerykański halloween to przebieranki, zabawy i słodycze. Teatrzyk i zabawa w straszenie. Sama radość.

Może więc nie warto pytać, czemu dynie trafiły na podatny, nostalgiczny grunt.

Nie lubimy się smucić. Na co dzień nie jesteśmy zbyt wesołym narodem, więc i Wielki Smutek pierwszego listopada wymieniamy na pomarańczowe wyszczerzone kule. Najpierw nieśmiało, potem coraz otwarciej. Przebieramy siebie, wystawiamy w ogródkach dyniowe maszkarony. Chodzimy na halloweenowe party.

Dobre to, czy złe? Nie wiem.

Podobają mi się dekoracyjne stylizacje z dynią w roli głównej. Ciepłe kolory na zimny listopad.

Wycinajmy więc może  maszkarony podświetlane świeczką. Gotujmy pyszną dyniową zupę z imbirem i pomarańczą.

A nad miską pomarańczowej zupy, zadumajmy się, czy aby potrzebne nam te halołiny.

Komentarze