Umysł uwięziony w poniedziałku

Lubie poniedziałki.
Tak zwyczajnie i po prostu. Są jak nowy rozdział w pasjonującej książce. Nieoczekiwane zwroty akcji, nowe plenery, nowe postacie. Fabuła plącze się i zawija. Czasami wraca do punktu wyjścia, by za moment zaskoczyć fantastycznym epilogiem, dowcipem lub ilustracją.

Poniedziałek, to nie dzień tygodnia, to stan umysłu. Takiego, który wraz z nowa kartką w kalendarzu, odkrywa możliwości.

Mój umysł tkwi w permanentnym poniedziałku, bo lubię zaczynać od nowa. Każdy dzień to początek reszty mojego życia. Frazes, zdawałoby się, jednak gdy spojrzę w przyszłość, to co widzę? No właśnie widzę przyszłość. Metaforycznie dość, bo plany i marzenia, oglądane przez mgłę nieprzewidywalności są lekko zamazane. Dalej jednak to przyszłość. Jedyny parametr czasu, na który mogę wpłynąć. A poniedziałek świetnie nadaje się na blok startowy. Zawsze w razie niepowodzenia będzie następny. Blisko, bo za kilka raptem dni.

Zaczynanie od początku miesiąca, pozostawia zbyt dużo niewykorzystanej czasoprzestrzeni.
Po raz kolejny z pieśnią na ustach zakrzyknę, poniedziałku! oto jestem! I zrobię coś od początku, do końca. Posprzątam garderobę. Zrobię przegląd letnich butów, oddam do pralni zimowe płaszcze, kupię pierwsze jesienne chryzantemy i ustawię w oknie, żeby zaczarować jesień. Do publicznej biblioteki oddam książki, o których wiem, że już nigdy do nich nie wrócę. Wracając zajrzę do księgarni, bo od ostatniej wizyty ktoś coś napisał, co jest zachwycające, albo intrygujące, albo mroczne i koniecznie muszę to mieć. Moja biblioteczka jest jak kosmos- nie znosi pustki, a ja kocham czytać.

Jeśli zabraknie mi poniedziałku, to jest jeszcze wtorek. W moim osobistym kalendarium wtorek mianuję poniedziałkiem zapasowym. Bo kto mi zabroni?! Ale tylko od czasu do czasu, bo inne dni tygodnia mogą się obrazić.

Poniedziałek to dla mnie wyzwanie, bo obiecałam sobie, że w każdy z nich zrobię coś nowego. Nowe danie, nowy makijaż, spacer z psem w nowy zakątek okolicy. Obraz malowany eksperymentalną techniką. A dziś idę na całość i poprzestawiam meble w sposób, w jaki jeszcze nie próbowałam. Będę się o nie potykać przez jakiś czas, ale kurzowe koty zostaną poddane eksterminacji, zmieni się feng shui i w nowy tydzień wejdą z nową energią. Jeśli coś mi jeszcze po suwaniu szaf zostanie.

Poniedziałkowa euforia pozwala na wtorkową spokojność.

A spokojność ? To moje drugie imię.

Komentarze