Z mieszaniny farb, pomysłów i tęsknot, rodzi się coś nowego. Coś czego nigdy wcześniej nie było. Efekt pracy wielu rąk i umysłów.
Ktoś naciągnął płótno na drewnianą ramę. Ktoś opracował chemiczną formułę, dzięki której czerwona farba jest właśnie czerwona. Kto inny połączył pęczek włosia z drewnianym patyczkiem, formując pędzel.
I wreszcie ostatni element twórczego łańcuszka. Artysta, wizjoner, twórca. Duch niespokojny, domagający się uzewnętrznienia.
Staję przed płótnem i mój świat kurczy się do rozmiarów bańki, w której jest miejsce na sztalugę, płótno i twórczy umysł. Jest też mały kącik na pasję, zakamarek na umiejętność łączenia kolorów, przestrzeń w której faluje i wzlatuje muza.
Czas zaczyna biec inaczej. Staję się jednością. Nie oceniam, nie mierze, nie porównuję. Tworzę coś, co w danej chwili jest najprawdziwsze. Takie jakie powinno być. Po prostu staje się.
I nie ma znaczenia, to co się pojawia. Bo bywa to niekiedy zaskoczeniem nawet dla mnie.
Każde dzieło jest doskonałe.
Konflikt pojawia się w chwili, kiedy zaczynam porównywać. Wkrada się wartościowanie. Czy to co tworzę, jest dobre? Czy jest wystarczająco piękne. Czy lepsze od tego co powstało poprzednio? Czy będzie kosztowało mniej, niż to co stworzył inny artysta?
Akt tworzenia, czy samo dzieło, daje umysłowy i emocjonalny komfort.
Problem stwarza próba umieszczenia twórczości w kontekście różnych rzeczywistości.
Odpuszczam więc kontekst. Daruję sobie na chwilę rzemiosło, kanony i szkoły twórcze. Uwalniam pasję, muzę i radość z tworzenia.
Nagrodą będą krótkie chwile wolności. Zabawa i zapomnienie.
Wszyscy jesteśmy artystami. Na co dzień tworzymy małe, większe i całkiem ogromne dzieła. Cieszmy się nimi. Akceptujmy.
Są doskonałe.
Inaczej w ogóle by ich nie było.
Komentarze