
Podobno najlepszym dowodem na istnienie inteligencji pozaziemskiej jest fakt, że się z nami nie kontaktują.
Być może obserwują z daleka, niczym mrówczą farmę. Ingerują lub nie, pomagają, przeszkadzają. Zdecydowanie w bliskie relacje nie wchodzą.
Z punktu widzenia ekologii i naturalnych ekosystemów, jeśli mamy wyginąć niczym dinozaury, to wyginiemy. Żaden szary, chudy i wielkooki inteligent nie będzie maczał w tym jednego z trzech paluchów. A do wyginięcia jesteśmy na dobrej drodze.
W naturze o przetrwaniu decydował instynkt samozachowawczy. Tenże pilnował, by nie włazić do gniazda szerszeni, nie tańczyć nad przepaścią i nie żreć gorzkich w smaku jagód. Kazał chronić się przed zimnem i taranującym las tygrysem szablozębnym. Kazał rozmnażać się zgodnie z cyklami natury, by potomstwa rodziło się w okresie dobrostanu w przyrodzie.
Teraz jest totalna samowolka.
Jestem kierowcą od lat niemalże trzydziestu. Kiedyś to się jeździło. Taki pieszy, nauczony w szkole i przez myślących rodziców, rozglądał się uważnie, zanim stopę swoją postawił na jezdni. Trzymał się pasów, nie negocjował z czerwonym światłem na skrzyżowaniu. Mając zakodowany w genach jaskiniowych lęk przed wielkim i szybkim, nie pchał się pod machę. Może to klimat małego miasta, ale takich włażących na jezdnię bezmyślnie spotykam na pęczki.
Idzie zima, czas kapturów nasuniętych na czoło. Może one, te kaptury, przysłaniają jakąś część w mózgu, odpowiedzialną za myślenie? Wiem, że za kierownicą trzeba myśleć. Mój instruktor, w prehistorycznych czasach mówił, jedź tak jakby za tobą jechał kretyn, a przed tobą idiota. Innymi słowy, zasada ograniczonego zaufania. Teraz dochodzi pilne obserwowanie pobocza i jasnowidcze zajawki- wejdzie na ulicę, wbiegnie, a może najpierw zainstaluje wózek z pociechą?
Pieszy ma zawsze rację, pieszy ma zawsze pierwszeństwo, pieszemu wszystko wolno. Na pasach. Nie przed, nie po, nie pomiędzy. Bo resztka instynktu, jeśli nie rozumu, powinna podpowiedzieć, że może ślisko, może hamulce słabe, albo zasłabnie kierowca. Nie ma lęku przed wielkim i szybkim.
Nie ma lęku przed gorzkimi jagodami. Mamy wiedzę o tym co zdrowe, a co nam szkodzi. Sól zła, cukier zły, przetworzona i zakonserwowana po wielokroć żywność też w sumie nie najlepsza.
Lubię sobie poobserwować ludzi w marketach. Popatrzeć na nich i na zawartość koszyków. Tu instynktu nie ma także, a jakże. Od dawna. Otyłość pięknie skorelowana z worami chipsów ( z roku na rok coraz większymi), zgrzewkami oranżad w pięknych nienaturalnych kolorach, słodycze, margaryny, wypakowane cukrem jogurty. Dorośli karmiący swoje młode bezwartościową toksyczną karmą. Kiedyś jagody były gorzkie. Dziś trucizna ma słodki smak i zabija powoli. Może wystarczy jedno, dwa pokolenia.
I jeszcze jedno spostrzeżenie z własnego, aktywnego podwórka. Biegam i spaceruję po parku leśnym, w którym kilka lat temu z inicjatywy miasta powstała ścieżka zdrowia. Drabinki, równoważnie i cały zestaw prostych urządzeń. Jestem tam praktycznie codziennie. Nie widziałam ćwiczących. ( Widziałam przez trzy lata może ze trzy osoby, korzystające zgodnie z przeznaczeniem). Urządzenia są wykorzystywane w zupełnie innym celu. Imprezowo towarzyskim.
Jeśli tylko na tym czymś da się usiąść to sadzamy tyłki, odpalamy fajki i smartfony, otwieramy piwo, chipsy i inne tegesy. Degustowane są różności, a pozostałości dekorują ścieżkę zdrowia.
No po prostu samo zdrowie. Próchnica, cukrzyca i cały wachlarz chorób z nadmiaru dobra. Zanik mięśni, brak kondycji, zwolnienia z lekcji wf.
I po cóż przejmować się kosmitami. Inwazją na naszej pięknej zaśmieconej, zaczadzonej planecie. Jako karma niezbyt jesteśmy zdrowi, na siłę roboczą za słabi, bogactwa naturalne wytrzebione, ekosystem na krawędzi załamania.
A może ludzkość jest eksperymentem. Takim prowadzącym w jedną stronę do samozagłady, ku przestrodze tych mądrzejszych trójokich, czteronogich istot kosmicznych, z jednym sprawnie działającym mózgiem.
Komentarze