Sprzątam życie na bieżąco

Życie składa się z drobiazgów. Ze szczypiorku w twarożku, gumki na włosach, skarpetek do pary. Z dzień dobry powiedzianego sąsiadce, uśmiechu, parasola. Zapomnianych do pracy kanapek, niezdrowego energetyka i kawy w ulubionej filiżance.

Gdyby nie istnienie drobiazgów, nie byłoby wielkich przestrzeni. Nie istniałyby skomplikowane maszyny, zakręcone przyjaźnie, zakochania przy świetle księżyca i miłości po grób.

Życie to takie legopuzzle. Z tym, że w przypadku lego nawet jak coś do siebie nie pasuje, to i tak wyjdzie Coś. Z puzzlami gorzej. Bo jak kawałek nie wchodzi, to nawet wbijanie młotkiem nie rozwiąże sprawy.

Życie to źródło metafor. Pełne  porównań, opowieści, mitów i bajek. Jakby go jednak nie określać, jest po prostu wieloskładnikowe. Każdy ma inne materiały i budulce. Rodziców, talenty, środowisko. A nawet jeśli trafiają się podobne rozdania, to efekty zadziwiają spektakularną odmiennością.

Robię sobie od czasu do czasu przegląd swoich kawałeczków. Cząstek elementarnych codzienności. I wychodzi jak po rozebraniu budzika. Sprzęt cyka, choć w ręku garść śrubek i zębatek. Nie potrzebnych? Co z nimi zrobić?
Czy zachować numery telefonów do nieistniejących już przyjaźni? Książki o których wiem, że nigdy nie przeczytam. Za szczupłe sukienki, zbyt tęgie buty. Nie wiem czy kiedyś coś z nich poskładam. Jakąś inną Ewkę, grzeczną, w spokojnej stylizacji, pasującą na turnus w Ciechocinku. Taką spacerową, z Maltańczykiem w torebusi, i kapelusiku.

Wychodzi mi jednaj, że z tych niepotrzebności, z klocków, guziczków i agrafek, wymiecionych z zakątków egzystencji trudno zbudować fajność. Taką, w której poczuję się swojsko. Może stworzę ekstrawagancję, awangardę i szokujący performer. Jednak nic, co by leżało na mnie jak ulał. Czuję jak bardzo by mi było nie do twarzy. Niewygodnie i obco. Bo choć cząstki pozbierane były kiedyś moje, dziś już są jak ciuchy z secondhandu, niezbyt świeże, ciut przechodzone i zalatujące taniością.

A zatem czyszczę dziś telefon z numerów, z którymi od lat się nie łączę, wyrzucam wyszczerbiony, choć kiedyś ulubiony kubek, pliki czasopism oddaję na makulaturę. Wyrzucam przywiędły storczyk z jednym liściem, starą sałatę z lodówki, przykurzoną szkatułkę z Zakopanego. I trochę innych rzeczy.

Czuję jak poszerza się przestrzeń, w pokoju, szafie i na balkonie. Oddycham pełniejszą piersią, jakby moje wnętrze zyskało dodatkowa kubaturę.

Zwolniło się miejsce w szafie, na półce i w życiu.

To miejsce na nową książkę, nowe buty, nową przyjaźń, nową miłość.

Komentarze