
Zabiłam super bohaterkę. Popełniłam tę zbrodnie w afekcie. W akcie ostatecznej desperacji. W totalnym buncie, przeciwko doskonałości, perfekcji i ideałom. ( Które z natury przecież nie istnieją. Ona twierdziła inaczej. )Zabiłam ducha super bohaterki rozpychającego się w mojej podświadomości. Wpychała mi się latami do mózgu, każąc wierzyć, że jeśli nie będę najlepsza, to świat mnie nie pokocha. Nie zaakceptuje partner, rodzina, dzieci i przyjaciele.
Że muszę swój bohaterski sztandar nieść nad głową, choć drzewce sztandaru pełne drzazg, rani mi dłonie do krwi.
Udusiłam ją tymi krwawiącymi dłońmi. Z oczami zasnutymi mgłą z wiecznego niewyspania. Z rękoma wyciągniętymi do kolan od siat znoszących zakupy, które po latach można liczyć na tony. Docisnęłam całym ciałem, choć kręgosłup spięty latami stresu wył z bólu.
Wysoki Sądzie, przyznaję się do winy.
Przyznaję się, że latami ustawiałam swoje potrzeby na ostatniej liście zadań do wykonania.
Bo wszyscy inni byli ważniejsi.
Bo codzienne super bohaterswo przejęłam w genach po prababci, babci i mamie.
Bo wierzyłam, że tak musi być.
Że szczęście i radość życia znaleźć można tylko w książkach, bajkach i filach o romantycznej miłości.
Że, życie to nie bajka, tylko szarość, trud i wieczne poświęcenia dla innych bez oczekiwania nagrody, rewanżu, lub choćby zwykłego „dziękuję”.
Że jako kobieta prawo do szczęścia muszę wywalczyć, bo nie posiadam go w opcji podstawowej.
Buntowałam się Wysoki Sądzie czasami. Przyznaję.
Miałam nadzieję wynegocjować z super bohaterką trochę luzu. Ciut wolności i czasami małe wakacje bez powiewającej z suszącym się praniem peleryny.
Ale ona zwodziła.
Obiecywała, że kiedyś przyjdzie ten moment.
Zrobimy sobie wakacje od bohaterstwa.
Odwiesimy permanentną perfekcję na kołku.
Siaty przyniesie ktoś inny. Wstawi do zmywarki talerze, umyje okna. Że w pracy nikt nie dorzuci dodatkowych danych do wklepania. Po godzinach, bo potrzebne na wczoraj a dziś już wszyscy muszą biec do domu.
Obiecanki cacanki.
Emerytura od super bohaterstwa to mit.
Bo skoro już raz się w podświadomości umościła i przejęła rządy, to nie odda pola bez walki.
Więc Wysoki Sądzie, jeśli sąd uzna winę i skarze mnie na dożywocie w izolacji, to będę szczerze zobowiązana.
Z radością przyjmę zesłanie na bezludną wyspę. Przecież jako zbrodniarkę trzeba mnie od społeczeństwa izolować. By wszyscy o mnie zapomnieli.
Bym nie stała się zarzewiem buntu, za którą popłynie fala podobnych aktów przemocy.
Bo bez super bohaterek świat zapadnie się w sobie, jak niewyrośnięte drożdżowe ciasto.
Zatem z pokorą i pełna nadziei poddam się wyrokom losu i sprawiedliwości.
Bo super bohaterką już byłam.
Teraz przyszedł mój czas bym była sobą.
Nawet za cenę samotności na bezludnej wyspie, pośród pełnego super istnień oceanu.
Komentarze