Bo samotność jest smutna.
Nie jesteśmy predystynowani do pustelniczego trybu życia. Ewolucja tak nas ukształtowała, że
potrzebujemy drugiego człowieka, by poczuć się człowiekiem. Lubimy rozmawiać, opowiadać, słuchać. Wymieniać się myślami i emocjami. Podejmować razem różne aktywności. Czuć się bezpiecznie.
Za spełnienie tej potrzeby gotowi jesteśmy słono zapłacić.
Płacimy sobą. Płacimy prawem do posiadania odmiennego zdania, prawem do poczucia własnej wartości, prawem do spędzania wolnego czasu na swój sposób. Prawem do posiadania znajomych, przyjaciół, psa, czy chomika.
Godzimy się na byle jakie relacje, uważając że lepiej mieć obok siebie kogokolwiek, niż nikogo. Tak nakazuje tradycja i normy społeczne. Sam, równa się samotny, równa się gorszy.
Zwłaszcza w „pewnym wieku” samotność źle się kojarzy.
Kiedy oczekujemy podania przysłowiowej szklanki wody, przymykamy oko na złośliwości, uszczypliwości, chamstwo i prostactwo. (A taka woda, zdrowia nie doda. Poczytajcie o eksperymentach Masaru Emoto.)
Bo przecież jak to tak, być samemu/samej. A ta odrobina goryczy w wodzie? Jest do przełknięcia.
I egzystujemy w aurze wzajemnej niechęci, toksyczności. Pełni żali i wyrażonych bądź nie, pretensji.
Łudząc się, że tak jest lepiej, zdrowiej, bezpieczniej.
Niestety nie jest.
Przyzwyczajeni do ciągłego napięcia, braku empatii, sympatii czy miłości, odbieramy sobie spokój i zdrowie.Hormony stresu wsączające się regularnie w ciało, robią gigantyczną, krecią robotę. Sieją spustoszenie w układzie immunologicznym.
I zaczynamy chorować. Na różne przypadłości.
Zrzucając winę na wiek, geny, wirusy i cokolwiek tam jest pod ręką.
No więc jak z tą samotnością?
Wybieramy końcówkę kija, która niezależnie od wyboru nas dosięgnie.
A przecież samotność, której doświadczamy mając obok siebie toksycznego człowieka, jest bardziej bolesna od tej, na którą godzimy się z własnej woli.
Problem jest trudny, smutny i nie ma idealnej recepty by go rozwiązać. Wybierać mniejsze zło?
Zło zawsze pozostaje złem, a samotność – samotnością.
No chyba, że polubimy siebie. Wyzwanie godne zdobycia Everestu.
Bo być dla siebie doskonałym towarzystwem, czyż nie jest ideałem.
Tylko do tego trzeba polubić siebie. Z całym pakietem zalet i niedoskonałości.
Patrzeć w lustro na własne odbicie z sympatią lub choćby z akceptacją.
Bo to moje/Twoje ja, jest najlepszym towarzystwem. Idealnym na długie jesienne wieczory.
A jeśli poczujesz potrzebę bycia z kimś, relacji, czy związku, to zrobisz to świadomie.
Nie z desperackiej potrzeby zabicia samotności.
Bo za zabijanie zawsze trzeba będzie ponieść karę.
Komentarze