Fajnie, kiedy jest fajnie. A kiedy nie jest, to jest zdecydowanie gorzej.
Dobrze uchodzić za siłaczkę. Poukładaną, zorganizowaną, zaplanowaną.
Kobietę monolit. Pilnującą emocji, rachunków i diety. Ale kiedy w tym genialnym systemie coś siądzie, to sypie się wszystko. Poczynając od emocji.
Najbardziej narażone na awarie są połączenia na sztywno. Naciągnięte, zagwintowane, dokręcone, uszczelnione. Ma działać. Zero przecieków, wątpliwości.
Japończycy nauczyli się, że jeżeli coś ma przetrwać wichry, burze i trzęsienie ziemi, to musi być elastyczne. Musi poruszać się razem z falą sejsmiczną, w jej rytmie. Nic na sztywno.
A życie, to teren zjawiskowo sejsmiczny. Układanie go na zbrojenia i beton, bez możliwości delikatnego ruchu, kończy się rysami na konstrukcji, odpadaniem kafelków i w końcu zawaleniem ściany nośnej.
W życiu trzeba też wziąć pod uwagę zmiany totalne. Porzucenie wszystkiego. Domu z betonu, pracy na etacie, partnera, wizerunku. Wyprowadzkę z terenu zagrożonego falą tsunami, na koniec świata i jeszcze dalej. Z garstką przedmiotów o których wiemy, że są najważniejsze.
Tak ratuje się życie. Tak ratuje się siebie.
Mądrzy mawiają, że koniec starego jest początkiem nowego. Kiedy Bóg zamyka drzwi, to otwiera okno. I , że nie da się pokonać przepaści małymi krokami. Trzeba skoczyć. Trzeba stracić z oczu stary brzeg i wypłynąć na ocean.
Jest coś w tych mądrościach, bo przecież nie wzięły się z niczego. Mądrości ludowe tworzyły się przez lata, a ich skuteczność świadczy o prawdziwości.
Pamiętam ze swoich wędrówek po norweskich górach, kiedy trzeba było pokonać trudne przejście. Po skałach, mokrych i śliskich, z kilkusetmetrowym spadkiem po jednej lub dwu stronach. I jeżeli ktoś stanął i zaczął się zastanawiać, to pojawiał się lęk. Im dłużej patrzyło się na przeszkodę, tym trudniejsza do przejścia się wydawała.
Znam ten schemat. W górach brałam takie przeszkody jako jedna z pierwszych, by nie dać czasu lękowi. By nie urósł w mojej wyobraźni do paraliżującego strachu.
A w życiu? Tu już bywa różnie.
Kiedy jednak stanie się na życiowej krawędzi to pozostają dwie opcje, albo do końca życia balansować, siedzieć na zimnym kamieniu i patrzeć jak inni skaczą, albo powiedzieć „raz kozie wio” i skoczyć.
No to co?
Raz kozie wio….
Komentarze