Oprzyj się o ścianę

Jeśli masz mieć byle jakie oparcie, to lepiej oprzyj się o ścianę.

Staram się być samodzielna. Radzić sobie z zadaniami stawianymi przez codzienność. Czerpać całą radość życia. Bywa czasem trudno, bo brak trzeciej czy czwartej ręki nie pomaga.
Może dlatego dobieramy się w pary.
Tworzymy związki nie zawsze dlatego, że serce lubi towarzystwo, ale dlatego, że życiowe ciężary łatwiej dźwigać w parze. Że życie jest piękne ciut bardziej, kiedy wspólnie cieszymy się jego urokami.

Kiedy widzę te „pary”, w których jedno dźwiga a drugie wachluje się liściem paproci, bo duszno, bo komary, bo paproć taka piękna…. to się zastanawiam.
Nad sensem tej parzystej egzystencji.
Nad logiką związków, lub jej brakiem.

Miłość, która jest podstawą budowanie relacji bliskości, nie jest rozdzielana równo.
Jeśli jedno kocha w trzech czwartych, a drugie w jednej piątej, to ułamki nijak się nie spinają. ( Dobry matematyk zepnie każde równanie, ale gdy związują się humaniści, jest źle.)
Znasz takie pary?
Oglądasz takie sytuacje, gdzie podział jest na obowiązki po jednej, a prawa i przywileje po drugiej stronie?
Ale miłość…. to genialne spoiwo…. sklei wszystko.
Nawet kiedy utrzymujesz partnera lesera i nieroba. Czekającego na swoją wielką szansę.
Nawet kiedy partnerka więcej czasu spędza z kosmetyczką, masażystą i fryzjerem, niż ze wspólnie powołanymi na świat latoroślami.
Samodzielność jest w porządku. Kiedy jesteś sam/ sama.

Kiedy samodzielnie pchasz lub ciągniesz wózek, na którym rozparty jest partner lub partnerka, wdzięcznie wachlująca się paprocią, to nie jest w porządku.
Tak myślę ja. Takie jest moje zdanie. Zawsze jest czas na jakieś zmiany
A Ty zrobisz jak uważasz.
Weźmiesz dodatkowy etat w imię partnerstwa.
Odwalisz prasowanie po dwudziestej trzeciej, jak już odrobisz dzieciom lekcje.
Jakieś intratne zlecenia, tak skutecznie zarywające noce.

A miało być tak pięknie.
Ramię w ramię, wespół w zespół, na koniec świata i jeszcze dalej.
Jak jest, to cieszę się Twoim szczęściem. Serio.
Jak nie jest, to z serca współczuję. Jak tym koniom pod Morskim Okiem.

To nie tak, że Cię buntuję. Sieję zarzewie pod ogień, na którym spłonie romantyczna miłość, lub jej wizja.
To tylko mała szpileczka. Taka która nie zrani, ale zwróci uwagę.
Bo razem, to dla mnie znaczy po równo. W prawach i obowiązkach. W wysiłku i odpoczynku. W prawie do rozwoju i samorealizacji.
I w tej niezachwianej pewności, że gdy się zachwiejesz, to znajdziesz obok oparcie. Opokę. Bezpieczeństwo. Miłość.

Komentarze