Niewykorzystany czas nie istnieje we wspomnieniach

Czas. Nie widać go, nie słychać, a jednak stanowi wartość bezcenną. I choć mamy świadomość jego ulotności, to zdarza się tracić go bezpowrotnie.

Są sprawy, które pochłaniają jego lwią część i na to nie mamy wpływu. Chodzimy przecież do pracy ( hm… czasem nawet pracujemy). Musimy odstać swoje w kolejce do okienka na poczcie, do lekarza, do kasy biletowej. Dłuższe oczekiwanie wypełniamy przeglądaniem nieaktualnej dawno prasy, zalegającej w poczekalni. Ci bardziej zapobiegliwi, biorą ze sobą książkę. Widywałam też bardzo miłe panie z robótką na drutach. Krótsze oczekiwania kumulują się z czasem w dziesiątki minut. Na szczęście postęp zaopatrzył nas w smartfony, internety, media społecznościowe. Są doskonałą zapchajdziurą. Wypełniają mniejsze lub większe luki czasowe, migającymi obrazkami, memami, mini filmikami. Świetnie, jeśli coś nam z tego zostaje.

Jest jednak cała ogromna pula czasu, ta poza pracą, poza kolejką, oczekiwaniem, dojazdem.

Ogrom czasu, do wykorzystania. Twórczego, ciekawego, może nawet rozwijającego.

I nie chodzi i o to, że mamy wciąż się czegoś uczyć, rozwijać nieustannie, wypełniając mądrze każdą chwilę.

( Ta ruda na zdjęciu to ja)

Chodzi o zmarnowany czas, czarne dziury w pamięci, które nie istnieją we wspomnieniach.

Kiedy przez długi czas chorowałam, powalona słabością na wiele tygodni, czerpałam ze studni wspomnień. Zbyt słaba na książki, spacer, czy nawet telewizję, wracałam pamięcią do przeszłych zdarzeń. Do odległych miejsc, ludzi, spacerów w odmiennych porach roku, obejrzanych filmów, które zapadły w pamięć. Odbywałam na nowo podróże. Wspominałam. Nie planowałam, bo nie byłam pewna, czy dostanę jakiś dodatkowy czas. Cieszyłam się tym wszystkim co było. Pamięć, to niezwykły wynalazek ludzkiego umysłu. Przeszłość wypełniona dość dokładnie, może nie po brzegi, ale jednak obficie. Cieszyły mnie wszystkie dość ryzykowne projekty, w których uczestniczyłam, odległe w czasie. W głowie na „wyciągnięcie ręki”.

A potem….

Dostałam dodatkowy czas. Nie wiem ile, bo nikt tego nie wie. Znam jednak jego wartość, tym większą im więcej zostało go za mną.

Wypełniam go, we w miarę przemyślany sposób. Przemyślany, nie wyrachowany. Planuję, ale zostawiam sobie miejsce na spontaniczność.

Wypełniam księgę zdarzeń, a im tych zdarzeń więcej, tym mam wrażenia, że czas upływa wolniej. Że skoro jest w stanie tak wiele pomieścić, to mogę trochę go rozciągnąć.

Chodzę na koncerty, spacery, do kina. Biegam, Spotykam się z przyjaciółmi i rodziną. Czytam. Maluję. Robię zdjęcia. Uczę psa sztuczek. Niekiedy robię coś szalonego, o czym myślałam kiedyś, że jestem na to za stara.

Wymyślam historię ze Stefanem i piszę o swoich przemyśleniach na blogu.

Życie jest krótkie i szkoda czasu, by do wszystkiego dochodzić samemu. Piszę więc, bo może ktoś z tego skorzysta.

Przestanie czekać na piątek, na wakacje, na księcia. Czas umyka nieubłaganie, kiedy my biernie, na kanapie snujemy plany na przyszłość. A kiedy najdzie nas ochota na powrót do przeszłości, pamiętajmy, że niewykorzystany czas nie istnieje we wspomnieniach. Chyba, że wystarczą białe plamy i czarne dziury.

Komentarze