Czas ucieka, przecieka przez palce,
bywa zabijany z nudów. Bywa też, że walczy się o każdą minutę.
Jest dobrem niezwykłym, nadrzędnym, bezcennym.
Tylko czemu tak tracimy go na nieistotne sprawy?
Na przekładanie przedmiotów z miejsca na miejsce, na spóźnianie się i czekanie na najlepszą chwilę.
Czasem przychodzi moment, gdy spotykamy się z nieuniknionym i istnienie zegara życia staje się czymś boleśnie bliskim.
Nie uczą w szkole, że życie jest zbyt piękne, by cieszyć się dzieciństwem i młodością. Raczej straszy dorosłością.
Tym dorosłym czasem, kiedy spadną na nas konsekwencje niewykorzystanych szans, spędzonych radośnie dni wagarowicza.
W dzieciństwie czekamy na młodość, w młodości oczekujemy dorosłości, a w dorosłości marzymy o emeryturze, by w końcu odpocząć, oddać się pasjom, przyjemnościom, spać dłużej, czytać więcej.
I tutaj przykra niespodzianka.
Bo bezsenność, słaby wzrok, pasje popadły w zapomnienie.
Zostaje oczekiwanie na ten ostatni etap. Ostatnią klasę w szkole życia.
Dla tych co wierzą w niebo, raj, kolejne piękne wcielenia, spełnienie będzie po drugiej stronie.
Dla tych co nie wierzą, pozostaje zgorzknienie, wspomnienia i łza za niewykorzystanym.
Za tymi minutami spędzonymi na myśleniu o przyszłości. Na planowaniu tego „kiedyś”, kiedy to będzie czas.
Na trzymanie za rękę ukochanej, za pływaniem w chłodnej wodzie latem, na spacery z pokrytym bielą lesie.
Na zauważanie życia.
Na szycie go z najstaranniej wybranych kawałków tkanin. W ulubionych kolorach, zabawnych deseniach, przyjemnych w dotyku fakturach.
Im więcej wzorów i kolorów, tym ciekawsza szata. Można oglądać ją z każdej strony, zaglądać w pliski i zakamarki, pod kołnierzyki i falbanki.
Z totalną satysfakcja, że nasza szata, nasze życie, jest absolutnym dziełem sztuki, unikatem niepowtarzalnym, idealnym.
Kolorowe pasje, namiętne uczucia, jedwabiście gładkie pory roku,
soczyście barwne przyjaźnie, kreatywnie połączone w jedno.
Takie podejście umyka logice, nie daje się ujarzmić racjonalności.
Czemu by wiec nie spojrzeć na życie jak na spontaniczny proces twórczy. Odpuścić szycie garnituru według szablonu, z którego korzystali przed nami tak liczni.
Stworzyć własny projekt.
Sukni z dwoma kołnierzami, trzema suwakami w kolorach stonowanych i ciepłych lub szaleńczo kontrastowych.
Gdybym jako krawcowa, miała za zadanie uszyć jedną, jedyną suknię w życiu, to byłyby w niej barwy nieba i słońca, błyski tęczy i diamentowych kropelek rosy. Cała masa kieszeni i kieszonek, falbanek, plisowań i marszczeń. Na najmilszej w dotyku podszewce.
Szyłabym ją długo. Bez końca dodając piękne elementy, naszywając łatki i aplikacje.
Bo to tylko jedna suknia. Tylko jedno życie.
Zbyt policzalne, by nie wykorzystać go w pełni na piękne rzeczy, głębokie przyjaźnie, namiętne miłości.
Zbrodnią byłoby przeżyć je w szarym drelichowym kombinezonie. ( Który swoją drogą też da się spersonalizować, kokardami i przypinkami.)
Każdy z nas jest twórcą. Każdego dnia powołując do życia coś, czego jeszcze chwilę wcześniej nie było.
Niech więc będzie to zwyczajnie piękne, miłe w dotyku i sympatyczne dla oka.
Nie wierz w brak talentu. To ściema największa na świecie.
Przekonali się o tym wszyscy co spróbowali.
Namalować mandalę, pomalować kamyk, ulepić kwiatek z ciasta na makaron.
Rozejrzyj się dokoła i z całej ferii barw i struktur zacznij szyć. Doszywając do tego co już jest bazą. Podstawą. Podszewką.
Bo będzie to najpiękniejsza szata jaką widział świat.
Tak piękna, że wystarczy Ci tylko jedna.
Komentarze