Na szczęście już po świętach

A zatem święta mamy z głowy. Na cały rok. Szaleństwo kulinarne zaowocuje zwyżkami na wadze i centymetrami na biodrach. Konflikty zostały załagodzone w świątecznej atmosferze, przy barszczyku, opłatku i pierogach. Zwierzaki pogadały ludzkim głosem, wtórowały im teściowe i złośliwe zazwyczaj ciotki.

Dzieci obdarowano zabawkami, do których ilość baterii przyprawi rodziców o zawrót głowy. Rodzice obdarowani mniej lub bardziej trafionymi upominkami. Część z nich ucieszy, cała reszta pokryje się kurzem, a po grzecznościowych trzech miesiącach, wyląduje w pawlaczu.

Pozostaną lodówki pełne zapasów. Garnki bigosów na balkonach, śledzie, pierniki, mandarynki.

Pozostaną wspomnienia sympatycznych rozmów, w wieczór który przemknął zbyt szybko.
Dla mnie na pewno. Niektórych osób w tym roku zabrakło, pojawiły się na szczęście nowe. Wszechświat pilnuje równowagi.

Gorzej z wagą, bo tutaj brak równowagi zdecydowanie niewskazany.

Moja kreacja na tegoroczny bal pochodzi z czasów, kiedy byłam zdecydowanie bardziej puszysta. Więc w święta popłynęłam z sernikiem i szarlotką, bo nie martwiłam się o dopinanie. Był komfort.

Trzeba będzie jednak odpracować te kalorie. Odliczanie do półmaratonu tyka nieubłaganie.

Sylwester hucznie zakończy rok, w którym dużo się działo.

W nowym kalendarzu mam już sporo zapisków. Są plany. Od jakiegoś czasu, ale tradycyjnie przed wejściem w nowy rok, zrobię sobie przegląd. Raczej nic nie dopiszę, a prędzej ujmę coś z planowego szaleństwa.

Podobno im więcej zajęć, tym lepiej zarządza się czasem. Sprawdzę i z pewnością podzielę się wnioskami. Jak mi wystarczy czasu.

Na szczęście dnia będzie przybywało, może spadnie trochę śniegu i zrobi się pięknie.
A jak nie, to też pięknie, bo po co inaczej?

Komentarze