Minimalistycznej anoreksji stanowcze nie!

Przestrzeń oswajam przedmiotami. Czas wspomnieniami, nierzadko związanymi z przedmiotami.

Pomimo wielu prób zaadaptowania filozofii minimalizmu w codziennym życiu, dość szybko ponoszę porażki.  Nie dla mnie kapsułowa garderoba. Taka dająca zamknąć się w dwunastu sztukach odzieży. Oszczędzająca miejsce i czas. I pieniądze. I niedająca pola kreatywności i zabawie. Lubię ciuchy i te poranne dylematy, co dziś ma na siebie założyć.

Czytnik do e-booków posiadam, ale zabieram go tylko w dalsze, dłuższe podróże. Bo uwielbiam książki w ich papierowej formie. Kolorowe okładki, serie wydawnicze, zastawione półki, stoliki, szafeczki i biblioteczki. Lubię mieć je na oku, choć to więcej powierzchni do osiadania kurzu, mniej miejsca na powietrze. A ono uwielbia rozkładać się na pustych przestrzeniach.

Lubię obrazy na ścianach. Te swoje, przypominające emocje twórcze i intencje z jakimi były tworzone. Te cudze, które zauroczyły mnie kiedyś i od lat z niezmienną przyjemnością na nie patrzę.

Lubię parapety zastawione doniczkowymi roślinkami w ciekawych doniczkach.

Koszyk z orzechami i miskę z owocami.

Puszki po cejlońskich herbatach w których trzymam orzechy lub nic.

Pamiątki z podróży do miejsc ciekawych, egzotycznych, zwyczajnych lub totalnie bajkowych.

Kolorowe poduszki, kocyki, świeczki.

Minimalizm upraszcza życie.

W skrajnych przypadkach rzutując na emocje, które przeżywamy w opcji minimalnej. Odrobinę przyjaźni na co dzień. Mała miłość kieszonkowa. Delikatna frustracja. Lekki gniewik.

Minimalizm uprawiany z namaszczeniem i pasją, może przerodzić się w materialną anoreksję. Nie pozwalającą cieszyć się z drobnych przyjemności życia. Kawy w pięknej porcelanie, czy tosta z fioletowego tostera.

Może, skoro tak lubimy podążać za trendami, zafundować sobie minimalizm w sferze bodźców.

Zacząć celebrować ciszę. Tę zewnętrzną, zakłócaną telewizją, internetowymi portalami, nieustannie grającym radiem. Muzyką w słuchawkach. Minimum bodźców, to maksimum spokoju w umyśle.

Wewnętrzna przestrzeń jest duża i to tam dobrze pójść w minimalizm. Ograniczyć nerwową paplaninę, gonitwy myśli, czarnowidztwo. Schizofreniczne dialogi z samym sobą.  Wyciszyć, wysprzątać. czas

Nie każda moda jest dla każdego.

Dlatego nie czuję się winna z powodu posiadania przedmiotów. ( Oczywiście nie jestem maniaczką zbieraczką wszystkiego. )

Marie Kondo zainspirowała mnie tylko na chwilę i dzięki jej metodzie pozbyłam się rzeczy, których nie darzyłam sympatią, bądź dostałam od osób, które przestałam darzyć sympatią. To tyle.

A ty zrobisz jak czujesz, bo jeśli dla ciebie mniej znaczy więcej, to super. I szacun i podziw.

A ja mimo pełnej szafy, nabędę drogą kupna jakiś milusi sweterek na jesienne chłody i będzie mi z tym dobrze.

 

Komentarze