
Przestrzeń oswajam przedmiotami. Czas wspomnieniami, nierzadko związanymi z przedmiotami.
Pomimo wielu prób zaadaptowania filozofii minimalizmu w codziennym życiu, dość szybko ponoszę porażki. Nie dla mnie kapsułowa garderoba. Taka dająca zamknąć się w dwunastu sztukach odzieży. Oszczędzająca miejsce i czas. I pieniądze. I niedająca pola kreatywności i zabawie. Lubię ciuchy i te poranne dylematy, co dziś ma na siebie założyć.
Czytnik do e-booków posiadam, ale zabieram go tylko w dalsze, dłuższe podróże. Bo uwielbiam książki w ich papierowej formie. Kolorowe okładki, serie wydawnicze, zastawione półki, stoliki, szafeczki i biblioteczki. Lubię mieć je na oku, choć to więcej powierzchni do osiadania kurzu, mniej miejsca na powietrze. A ono uwielbia rozkładać się na pustych przestrzeniach.
Lubię obrazy na ścianach. Te swoje, przypominające emocje twórcze i intencje z jakimi były tworzone. Te cudze, które zauroczyły mnie kiedyś i od lat z niezmienną przyjemnością na nie patrzę.
Lubię parapety zastawione doniczkowymi roślinkami w ciekawych doniczkach.
Koszyk z orzechami i miskę z owocami.
Puszki po cejlońskich herbatach w których trzymam orzechy lub nic.
Pamiątki z podróży do miejsc ciekawych, egzotycznych, zwyczajnych lub totalnie bajkowych.
Kolorowe poduszki, kocyki, świeczki.
Minimalizm upraszcza życie.
W skrajnych przypadkach rzutując na emocje, które przeżywamy w opcji minimalnej. Odrobinę przyjaźni na co dzień. Mała miłość kieszonkowa. Delikatna frustracja. Lekki gniewik.
Minimalizm uprawiany z namaszczeniem i pasją, może przerodzić się w materialną anoreksję. Nie pozwalającą cieszyć się z drobnych przyjemności życia. Kawy w pięknej porcelanie, czy tosta z fioletowego tostera.
Może, skoro tak lubimy podążać za trendami, zafundować sobie minimalizm w sferze bodźców.
Zacząć celebrować ciszę. Tę zewnętrzną, zakłócaną telewizją, internetowymi portalami, nieustannie grającym radiem. Muzyką w słuchawkach. Minimum bodźców, to maksimum spokoju w umyśle.
Wewnętrzna przestrzeń jest duża i to tam dobrze pójść w minimalizm. Ograniczyć nerwową paplaninę, gonitwy myśli, czarnowidztwo. Schizofreniczne dialogi z samym sobą. Wyciszyć, wysprzątać. czas
Nie każda moda jest dla każdego.
Dlatego nie czuję się winna z powodu posiadania przedmiotów. ( Oczywiście nie jestem maniaczką zbieraczką wszystkiego. )
Marie Kondo zainspirowała mnie tylko na chwilę i dzięki jej metodzie pozbyłam się rzeczy, których nie darzyłam sympatią, bądź dostałam od osób, które przestałam darzyć sympatią. To tyle.
A ty zrobisz jak czujesz, bo jeśli dla ciebie mniej znaczy więcej, to super. I szacun i podziw.
A ja mimo pełnej szafy, nabędę drogą kupna jakiś milusi sweterek na jesienne chłody i będzie mi z tym dobrze.
Komentarze