Mam na imię Nikusia

Jestem Piesem. Taką pieskową dziewczynką. Mieszkam ze swoją panią odkąd zabrała mnie od mojego rodzeństwa. Było fajne. Ale psim malutkim noskiem czułam, że potrzebuję czegoś innego.

Teraz wiem, że chodziło o człowieka. Moja człowieczka przyjechała po mnie chyba z daleka, bo do domu jechałyśmy bardzo, bardzo długo. Albo tak mi się wydaje, bo szumiało, kołysało i chyba spałam.

Nic a nic się nie bałam, za to byłam ogromnie ciekawa. Wszystkiego. A najbardziej takiego drugiego futrzastego, co okazało się nie psem. Był już w moim domu. Nie pies wydawał dziwne dźwięki, takie straszne, że troszkę trzymałam się z daleka. Moja Pani mówi na to sierściuch i że jest kotem. Właściwe to kocim emerytem. Ma prawie dwadzieścia lat. To chyba dużo, bo ja mam dopiero jeden lat, a tyle już poznałam świata. I jeszcze ścierściuch jest podobno głuchy jak pień. Nie wiem co to pień, ale jak będę uważnie podsłuchiwać, to na pewno się dowiem.

Trochę mi było samotno, mimo ciekawości i brakowało mi wieczornego przytulania z mamcią i rodzeństwem. Ale moja pani przez calutką noc leżała przy moim nowym posłanku, głaskała i przytulała. I to super było, bo miałam ją tylko dla siebie. I wiedziałam, że moja ona jest już na zawsze.

Najpierw mówili wszyscy na mnie Nika. To skrót od Nicole, że ja taka niby francuska panienka. Potem troszkę musieli zapomnieć, bo wołali na mnie zostaw, niewolno i nie skacz. Nie podobały mi się te imiona. Wolę Nika. A najbardziej to lubię Nikusia, bo jak pani tak woła, to zawsze potem jest coś fajnego. Smakołyk, spacer, bieganie. Albo wycieczka samochodem. Uwielbiam podróżować. Tyle się wtedy dzieje. I świat za oknem tak szybko ucieka. A jak już jest koniec jazdy, to jest nowy świat. Albo las, albo inny ogród i nowe psie znajomości. No dzieje się, że hej.

Bo w ogóle to moja Pani, ma podobno sto pomysłów na minutę. Najbardziej lubię te pomysły wspólne. I będę Wam o nich opowiadać.
Oj, będzie pieskowo i ciekawie.
To napisałam ja, Nikusia.

Komentarze