Małe, wielkie czyny

Mamy tendencję do stwarzania sobie psychicznego piekła, myśląc nieustannie o tym, co się może zdarzyć.
A zdarzy się lub nie. Pozostaje więc w nas tylko wiaderko hormonów stresu, podstępnie oblepiających narządy wewnętrzne, zakłócających przewodzenie impulsów nerwowych, podnoszących ciśnienie.
Każdy wymyślony o poranku scenariusz, będący dobrym pomysłem na thriller, jest kiepskim pomysłem na nadchodzący dzień.
Życie z finezją samo ogarnia codzienną dramaturgię. Nie wchodźmy mu więc w paradę, bo jeszcze skorzysta z naszych pomysłów.
Czarnowidztwo nie przyczyniło jeszcze nikomu zdrowia. ( Nie mylić z realną oceną faktów i wyciąganiem wniosków ze zdarzeń.)
Skoro już angażujemy umysł do aktywności, niech więc generuje coś pożytecznego.
Jak choćby pomysły, co zrobić, by było lepiej.
Jak pomóc rzeczywistości stać się lepszą.
Co zrobić, by najbliższa godzina była lepsza, najbliższy dzień, nadchodzący tydzień.
Czym poprawić sobie nastrój, komu pomóc.
Czynienie dobra to sprawdzony sposób na podniesienie samooceny. Na poczucie się lepiej we własnej skórze, własnym świecie.
A, że przy okazji uleczy się kawałek świata, to czysty zysk.

Człowiek rodzi się dobry.
Wystarczy obserwować małe dzieci. Ich wiarę i optymizm. Potem to się trochę zmienia. Trudniej jest być dobrym, ale wciąż się da. Wystarczy chcieć.

Oglądając wiadomości można odnieść mylne wrażenie, ale zło jest jak łyżka dziegciu, zatruwająca beczkę miodu.

Patrzę dokoła na akcje niesienie pomocy uchodźcom. Spontaniczną, chaotyczną, ale jakże charyzmatyczną. Jest w tym ogrom serca, empatii i niezgody na krzywdę jaka spotyka naszych sąsiadów.

I choć mimo ogromu wysiłków, czujemy gniew, że nie damy rady uratować wszystkich, to tym, którym pomożemy, uratujemy wszystko. Także wiarę w ludzi.

Czyńmy dobro. Nawet na własną mikroskopijną skalę, bo wtedy mamy szansę na stworzenie czegoś wielkiego.

Komentarze