Magiczny urok oślego uporu

Osły to takie urocze uparciuchy. Mają w sobie to coś.

Lubię afirmacje i mantry. Wierzę, że jeżeli będę sobie wbijała coś do głowy z uporem dzięcioła tłukącego w latarnię, to w końcu coś wbiję. Jakąś myśl, czy ideę, która odmieni moje życie. Choć może inaczej, odmieni mnie. Uczyni ze mnie osobę, mającą moc sprawczą, boskiego kreatora zdarzeń codziennych.

I jeśli tylko konsekwentna lingwistyka logicznego hasła przebije się do podświadomości, to wtedy nie ma zmiłuj, świat należy do mnie.

Przez lata moim zwyczajowym mottem było- „dam radę”. Mocne hasło, dzięki któremu udowadniałam sobie i światu, jaka to jestem silna, mądra, wspaniała, uczynna, zorganizowana i coś tam jeszcze i jeszcze. Czasem pomagało popychać życie , uczyło nowych rzeczy. Wydłużało dobę o kilkadziesiąt minut. Czasem niestety było typowym przejawem braku asertywności i wiary w siebie.

Odkładając na bok te dobre skutki „damradztwa”, zauważyłam jak wpędzam się w spiralę brania na głowę cudzych zmartwień i obowiązków. Każdego dnia brałam na siebie więcej. Czasem trafiał się ktoś mówiący- wyhamuj, nie jesteś sama. Nie musisz.

Kiedy przyszło opamiętanie było za późno. Kręgosłup powiedział basta i zgiął mnie wpół bólem niemal porodowym. Nasunęło mi się takie porównanie, bo coś się jednak z tego urodziło.
Taka trochę nowa ja.

Trochę, bo miewam co jakiś czas przebłyski geniuszu, pchające mnie do starych nawyków. Ból jest doskonałym nauczycielem. Ten fizyczny, bo z nim nie ma negocjacji. Choć uczciwie przyznam, były naiwne próby naginania rzeczywistości, kończące się porażką.

Musiałam też przyzwyczaić otoczenie do zmian. Otulić  się warstwą egoizmu. Tak niestety była odbierana moja osobista troska, o moje osobiste zdrowie. Przeczytałam ze sześć książek o asertywności, by poczuć tak do samych korzeni, że mam traktować siebie tak, jak chcę by traktował mnie ten przysłowiowy świat.

Co jakiś czas ból wraca. Skubaniec nie ma do mnie zaufania i niczym przyjazny kuksaniec mówi- wyluzuj, odpuść.

Posuwa się nawet w skrajnych przypadkach do sugestii by nie ścielić łóżka, czy czekać aż ktoś ukradnie brudne gary ze zlewu.

Bo są rzeczy które trzeba i wtedy trzeba. Są też rzeczy, których nie trzeba za bardzo.

No! To teraz zrobię kawusię, bo ta akurat mieści się w katalogu rzeczy, które trzeba bezwzględnie 🙂

Komentarze