
Już tak mam, że jeśli raz na jakiś czas nie uczę się czegoś nowego, to tak jakby kawałek mnie znikał.
Prawdą jest, że nieużywany narząd zanika. ( Chyba Darwin miał coś do powiedzenia w tej sprawie.) Nie chcę zniknąć.
Czynności manualne, angażują umysł, pilnują koordynacji oko – ręka. I Gdy odpuścimy sobie, kompleksy, że nie wiem, nie umiem, nie potrafię, to cała reszta jest nauką i zabawą.
Neurony mogą oddawać się błogiej prokreacji, czyniąc nas mądrzejszymi, radośniejszymi i nad wyraz kreatywnymi.
Mózg jest neuroplastyczny. Może się regenerować, zastępować jedne ścieżki innymi, tworzyć nowe i pilnować, by żyło się wciąż dobrze.
Bez załamywania rąk i nieustannego analizowania peselowych cyferek.
Przyjemnie robi się to, co mamy opanowane do perfekcji, tylko że mózgu nie da się oszukać. Potrzebuje nowych wyzwań, nabywania nowych umiejętności, pokonywania ograniczeń.
Zatem w ten weekend łapię za dłutka i linoleum.
Nigdy jeszcze tego nie robiłam. W skupieniu wybrałam wzór, odbiłam na kawałku specjalnego linoleum, rozpakowałam dziewiczy komplet narzędzi.
( Dziękuję #rękodzielnia za zaproszenie na warsztaty.)
I zaczęłam pieczołowicie wycinać ścieżki wzoru.
Od dawna wiem, że zanurzenie się z pełna uwagą w jakąś czynność, zatrzymuje mnie w bieżącej chwili.
Niczym w medytacji, znikają myśli o wczoraj i jutro. To chwile, kiedy czas zatrzymuje się, a podświadomość odpoczywa.
Podoba mi się taka aktywność. Zwłaszcza w weekend, który zazwyczaj prosi się o bezczynność.
Do tego wartość dodana w postaci nowych znajomości, osób pozytywnie zakręconych na rozwijanie różnorodnych umiejętności.
Dziś ciąg dalszy warsztatów graficznych.
Lubię takie weekendy.
Komentarze