Koniec jest początkiem

Ziemia jest okrągła, dlatego miejsce, które wydaje się być końcem, może być również początkiem.
Kiedy wali się świat, nasz własny, niby mały, ale będący wszystkim co mamy, czujemy, że to już koniec.

Absolutny koniec miłości, przyjaźni, kariery zawodowej, sportowej.
Nic nie czeka, tylko pustka, żal, łzy, dno.
Taki koniec trzeba przeboleć, przepłakać, przeżyć żałobę po tym wszystkim co się straciło.

Nie da się jednak utknąć w tym stanie na zawsze, bo ziemia się kręci i czy tego chcemy czy nie, też jesteśmy w ruchu.

Kiedy zawalił się mój świat, kiedy runął z zaskoczenia, pokazując jak nietrwałe jest wszystko, czemu przypisywałam znaczenie, utonęłam we łzach. Dosłownie. Myślę, że to dobrze, bo jak już z tej słonej topieli wypłynęłam, to nie byłam sobą. Nie tą starą, przekonaną, że na wszystko mam jeszcze czas. I że przede mną kawał świata, kawał czasu, kawał życia. Przyszłość, krucha jak choinkowa bombka, nie była oczywistą oczywistością.

Ale była. Wywalczyłam ją sobie ufając lekarzom, nauce i własnej woli życia.

I odrodziłam się. Wzniosłe to stwierdzenie i górnolotne, ale skoro dostałam taką możliwość, to otworzyłam szeroko ramiona, by zagarnąć z tego pełnego możliwości świata, tyle ile się da.

Nie da się odlecieć tak całkiem, żyć spełnianiem marzeń, nie patrząc na rachunki.
Da się inaczej zarządzać czasem i pieniędzmi, jakie udaje się wypracować.

Chwytać dzień? Oczywiście. Nie dać się kiepskim emocjom. Wiem, że zły humor nie będzie trwał wiecznie, jeśli nie podsycę go czarnymi myślami. A te myśli wpadają do głowy od środka. Nikt mi ich tam nie wpycha przez nos. No może ciut przez uszy, ale to co wpada tą drogą, nie jest moje.
Stawiam na te dobre. Optymistyczne, budujące, dające nadzieję.

Spełniać marzenia? Te wielkie? Nie od razu. Może najpierw te małe? O pisaniu wierszy, malowaniu, podróżach najpierw bliskich, a potem ciut dalszych. O obejrzeniu w końcu rewii na lodzie, opery i baletu. Choć raz w życiu, by odkryć nową pasję, lub po prostu dobrze się bawić przez jeden wieczór.
O spróbowaniu egzotycznego dania, zrobieniu sobie pięknej sesji zdjęciowej.
Możliwości jest wiele, a pragnień skrytych jeszcze więcej.

Czytamy mądre książki, poradniki uczące życia, kariery, sukcesu. I żyjemy obok, z całą tą wiedzą w głowie, w teorii.

A praktyka to utarte koleiny.
Dopóki trzęsienie ziemi nie wyrzuci nas z trasy.

Potem, jak już otrzepiemy piórka, wyleczymy zadrapania i rany, mamy wybór. Wracamy w starą „dobrą”, wygodną koleinę lub zaczynamy wydeptywać własną ścieżkę. Może z początku niezbyt wygodną, nieznaną, bez sygnalizacji i znaków drogowych, za to z nowymi widokami aż po horyzont.

Może nie czekać na trzęsienie ziemi?
Może zrobić krok poza utartą ścieżkę, nim wydeptana koleina nie będzie zbyt głęboka?
Póki widać jeszcze kawałek innego świata?
Zamknąć przeszłość grubą krechą lub cienką linią.
Zrobić krok. Jeden a potem następny.
Bo ziemia się kręci a czasu coraz mniej. I ten czas nie poczeka.
Wystarczy jeden mały krok.

Komentarze