Najlepiej sprzedającym się przed świętami towarem, jest kredyt lub pożyczka gotówkowa.
Nabywana w intencji zgotowania sobie i rodzinie świąt barwnych, dostatnich, takich co pozostaną w pamięci przez pokolenia.
Celem sprawienia dzieciom prezentów szumnie reklamowanych przez marki, sieci handlowe czy kogo tam jeszcze. Celem zakupu prezentów „od czapy”, nie trafionych, nie przemyślanych, nijak mających się do gustu obdarowywanych. Celem poczucia się przez chwilę jak wszechmocny Mikołaj, zwany świętym.
Pożyczkodawcy zacierają ręce przed świętami, a my po świętach będziemy zaciskać pasa.
Nigdy nie byłam fanką życia na kredyt. Wydawania pieniędzy których nie mam. Kupowania rzeczy wartej 100 zł bo jest promocja, więc kupię na kredyt, który spłacę kwotą 150, zł.
Z matematyką nie specjalnie lubiłam się w szkole, ale skubana nie odpuściła podstaw i nauczyła dodawania, odejmowania i dzielenia.
Tak więc natrętne propozycje banków oferujących wyprzedaż pieniędzy nie robią na mnie wrażenia. Cudne i dowcipne reklamy firm pożyczkowych, pragnących naszego szczęścia, trafiają we mnie jak kula w płot.
Wiem, że czas przedświąteczny jest okresem, kiedy fundusze w sposób wyjątkowo wartki wypływają z kieszeni i konta.
W tym okresie stawiam więc na gotówkę. Tę, którą odkładałam przez ostatnie kilka miesięcy. Mój pakiet finansowy składa się z banknotów dwudziestozłotowych. Odkładałam te dwudziestki po zakupach, przed zakupami, po jednej, raz na jakiś czas. Nie bolało. Uzbierało się i wiem czym dysponuję.
O prezentach myślałam już od października. Robiłam wywiad, podpytywałam i wyszukiwałam. W tej chwili mam komplet, czekam tylko na ostatnie przesyłki.
Tak więc okres poświąteczny nie będzie okresem żałoby po zarżniętym na śmierć koncie. Będzie normalnym czasem.
Czasem generowania powolutku nowych oszczędności, tym razem z intencją wakacyjną. I może jeśli pocisnę się z tymi oszczędnościami, to wakacje będą bardziej luksusowe?
A jeśli nie, to i tak na schroniska, wyprawy z plecakiem i konserwą wystarczy.
Komentarze