Jedz mniej, bramy raju są wąskie

Idą trudne czasy. Mroczne, niebezpieczne. Dla portfela, wątroby i obwodu w pasie.

Święta kojarzą mi się z wielogodzinnymi nasiadówkami przy stole. Puchną nogi, dokucza kręgosłup, drętwieją pośladki. Poczucie winy po kolejnym pierożku, łagodzę kawałkiem sernika.
A za chwilę kolejne danie, które trzeba zjeść, bo gospodarze zachęcają, zapraszają, nie przyjmują wymówek i odmowy.

Czarno widzę dopinanie się w ciuchach, po świątecznym stołowym horrorze. Próbuję zrobić miejsce na nowe kalorie, zagęszczając wizyty na siłowni, dokładając kilometr czy dwa na wybieganiu, czy spacerze z psem. Zjadam delikatne śniadanka, i subtelne kolacje.
Robię głupa z metabolizmu, bo on nie rozumie, że niedobory uzupełni z nawiązką. Trzyma te kalorie na biodrach i nie puszcza mimo wysiłków. A w święta zgłupieje powtórnie, bo nagle dostanie wysyp wszystkiego! Na raz!

I co? I na wszelki wypadek odłoży na ciężkie czasy. Taki atawistyczny zwyczaj.

Mam pomysł, tylko jeszcze nie mam odwagi, by wprowadzić go w życie.
Trenować przedświąteczne jedzenie. Zacząć zapychać się jedzeniem na tydzień przed świętami. Boczki  (jak kto lubi), bigosy, rosoły, uszka, makowce, sałatki zatopione w majonezie. Lody, bo podobno lepiej jeść zimą. Ryby po grecku, hawajsku, norwesku czy japońsku.
Pięć posiłków dziennie nakręci metabolizm na maksa. Bez widma niedoboru kalorii, będziemy spalać jak parowóz.
Wkroczymy w świąteczny czas rozbuzowani, gotowi na kulinarne wyzwania, ładowanie łopatą do paszczy wszystkiego co na stole i drodze się pojawi.

Może w akcie odwagi i krańcowej desperacji wprowadzę ten plan w życie. Jeszcze nie w tym roku. Nie mam odwagi, a duch eksperymentatora dopiero w powijakach.

Ale jakby ktoś z Was moi drodzy, gotów był na poświęcenie, na złożenie w ofierze swojej tali, bioder i innych centymetrochłonnych części ciała, to będę wdzięczna.

Wdzięczne będą całe rzesze ofiar świątecznego, kulinarnego szaleństwa.
Działa, ta metoda czy nie?

Na razie jednak pozostaje trzymanie się utartych trudnych zasad. Jedz mnie.
Tak na wszelki wypadek.
Jedz mniej, bo bramy raju są wąskie.

Komentarze