
Być czy mieć? Jak nie masz, to cię nie ma.
Ktoś ciągle każe nam kupować. Nowe telefony, samochody, ubrania, służące głównie budowaniu statusu gadżety.
Do maksymalnej agresji doprowadza mnie reklama jednej z sieci handlowych, krzycząca przed każdą wolną niedzielą- KUP WIĘCEJ, KUP WIĘCEJ!!!
Litości….
Nawet jak nam zabraknie marchewki czy cukru, nie umrzemy z głodu.
A może umrzemy?
Może ze wszystkich potrzeb życiowych, tak naprawdę musimy zaspokoić potrzebę kupowania?
Na zapas, na kredyt, bo okazja, bo taniej.
Bo jak kupisz pięć sztuk, to szóstą dostaniesz gratis.
Co z tego, że potrzebujemy jedno. Za pięć złotych.
Magia pozornej, oszukańczej oszczędności każe nam napchać koszyk.
W razie czego dokupimy pieniędzy na wyprzedaży.
Skoro nawet wampiry w to chodzą, to my też możemy.
Wydzwaniają do mnie różne firmy, kusząc pożyczkami.
Bo może trafi mi się super okazja zakupu super torebki, super butów, czy jeszcze superowszych wakacji.
Na wakacje, na które pojadę w październiku, odkładam pieniądze od marca. Będą kosztowały mnie 3250,00 zł.
Za te same wakacje, za „kupiony” w wampirzym banku kredyt, zapłacę co najmniej 4000,00. Same plusy i profity.
Tylko, że w szkole uczyłam się matematyki. Słabo, bo ten przedmiot najmniej wchodził mi do głowy. Pozostała mi jednak umiejętność wykonywania podstawowych działań. Dodaje, odejmuję, mnożę i dzielę.
Tyle wystarczy mi, by trzymać się od kredytów z daleka. Jak od cholery, trądu, czy ptasiej grypy.
Jakby nie liczyć, cokolwiek kupione na kredyt, kosztuje drożej.
Płacimy za to dodatkowymi godzinami, dniami, miesiącami pracy. Płacimy za to czasem, którego zabraknie kiedyś na zwyczajne życie.
Bywają wyjątki, do których zaliczam kupno mieszkania przez młodą rodzinę. Inaczej zazwyczaj się nie da.
Kupowanie na kredyt telefonu to lekkomyślność. Kupowanie drogich wakacji na kredyt, to próżność.
Bo bez przedmiotów nie istniejemy. Stanowią o nas. Budują osobistą markę.
Umówmy się, że nie dla wszystkich.
Umówmy się, że są wyjątki.
Umówmy się, że bywają jednostki potrafiące liczyć i nie nabierać się na pokusy i obiecanki.
Cała reszta daje się prowadzić na smyczy bankom, firmom pożyczkowym i marketom.
Nie jestem idealna. Czasem coś kupię pod wpływem impulsu. Jednak częściej zdarza mi się zostać na niedzielę z pustą lodówką. I żyję.
Komentarze