Jadę do samego końca

Co przystoi starszej pani?
Przesiadywanie na ławeczce przed blokiem.
Przycinanie różyczek w ogródku, oglądanie seriali seriami.
Starszej pani trzeba dać druty do ręki, bądź szydełko i kłębek wełny.
Może krzyżówkę, jak umysł ma sprawny, lub książkę o czasach jej młodości.
Takiej pani już marzyć nie wolno, bo to czas na wspomnienia, refleksje.
Czas już myśleć o końcu. Spowolnieć, złagodnieć, przycichnąć.
Pomarzyć, zaszaleć, zrobić coś po raz pierwszy?
Rodzina już zamawia bujany fotel i aparat słuchowy, więc może to prawda, że to starość? Koniec już bliski.

Może jeszcze rok, dwa? Może dziesięć, piętnaście?
Starsze panie nie są już takie jak kiedyś. Zrobione z innego materiału.
Nie dają zamknąć się w domu z poduszką na okiennym parapecie.
Starsze panie żyją pełnią życia. Czerpią garściami.

I nie chodzi tu o wysokość emerytury. Chodzi o wciąż snujący plany umysł, dopasowywanie się do zmieniającego świata. Obserwowanie, podziwianie, życie.

Starość to koncept dość już nieaktualny. Ograniczeniem bywają niedomogi ciała, ale przecież nie musimy zdobywać Everestu, wystarczy pagórek w parku. Nie musimy przepływać zimą Bałtyku wpław, idźmy na basen. Idźmy na tańce, koncert, do kina. Na piknik, wycieczkę do lasu.

Co i rusz poznaję świetnych ludzi w wieku nawet 60+, biegających maratony, podróżujących motorem z plecakiem, tańczących tango. Pływających w lodowatej wodzie, zdobiących ciało pierwszym w życiu tatuażem.
Ubierających się z fantazją, finezją, gustem i odwagą.
Czytających książki młodych pisarzy, uczących się kolejnego języka, gry na instrumencie, malowania, rzeźbienia, szycia.
Wchodzących w nowe relacje i związki. Kochających na nowo.
Wyobraźcie sobie, że uprawiają seks.
Niewiarygodne?

Prawdziwe jak nie wiem co. Prawdziwe jak życie, które trzeba przeżyć do końca. Do ostatniej minuty.

Lubię tworzyć sobie metafory. Życie to jak jazda pociągiem. Nie wiemy kiedy nasza stacja, ale konduktor przyjdzie i powie. I kiedy tak jedziemy dość długo, to może wydawać się, że nasza stacja już za chwilę. Stajemy więc w korytarzu, zostawiamy współpasażerów, nie podziwiamy widoków za oknem. Czekamy, bo może już za chwilę trzeba będzie wysiąść.

Mam opłacony bilet do końca podróży. W pierwszej klasie, przy oknie. Wysiądę, kiedy przyjdzie mój czas, a do tej pory będę cieszyć się podróżą.

Komentarze